w odniesieniu do urzędowego poświadczenia
znajomości języka polskiego jako obcego
List Honorowego Przewodniczącego RJP, prof. W. Pisarka, do Zastępcy Przewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu
Warszawa, 5 marca 2003 r.
RJP-109/W/2003
Szanowny Pan
Poseł Jan Byra
Zastępca Przewodniczącego
Komisji Kultury i Środków Przekazu
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej
w Warszawie
Odpowiedź na Pańskie pismo z dnia 27 lutego br. trzeba zacząć od przypomnienia i podkreślenia, że nigdy żadna osoba uprawniona do wypowiadania się w imieniu Rady Języka Polskiego nie wyrażała opinii, że wyraz CERTYFIKAT nie należy do słownictwa języka polskiego. Wszystkie krytyczne uwagi co do obecności tego wyrazu w tekście projektu ustawy o zmianie ustawy o języku polskim dotyczyły wyłącznie niestosowności jego użycia w tym dokumencie i w przypisywanym temu wyrazowi znaczeniu.
Przed wyrażeniem opinii o niestosowności jego użycia w lipcu 2002 r., przeprowadziliśmy kwerendę wszystkich znanych nam słowników języka polskiego. Wynikało z niej, że wyraz CERTYFIKAT występuje w tekstach polskich od przeszło stu lat. Notuje go tom I tzw. Słownika warszawskiego z r. 1900. Potem uwzględniają go wszystkie większe słowniki języka polskiego i słowniki wyrazów obcych, a także słowniki ortograficzne. W tym stanie rzeczy żaden językoznawca nie może na pytanie "czy słowo CERTYFIKAT jest słowem polskim?" odpowiedzieć inaczej niż twierdząco. Fakt, że słowo to odczuwają Polacy jako zapożyczone, nie ma tu większego znaczenia. Problem polega jednak nie na tym, czy jest to słowo polskie, ale czy jego użycie w przypisanym mu znaczeniu jest usprawiedliwione.
Słownik warszawski w I tomie z r. 1900 wyróżnia dwa znaczenia wyrazu CERTYFIKAT. Cytuję:
Certyfikat, -u, lm. -y, Certyfikacja 1. świadectwo, zaświadczenie piśmienne. 2. wyciąg z księgi długów państwa. 3. han[dlowe] zaświadczenie miejscowej władzy o miejscu pochodzenia towaru wysyłanego za granicę.
Podobnie definiują znaczenie i określają zakres użycia tego słowa słowniki z lat 1995-2000:
W Praktycznym słowniku współczesnej polszczyzny (tom 6 z r. 1995) znajdziemy nie tylko certyfikat, ale i inne spokrewnione z nim słowa, jak: certyfikacja, certyfikować oraz certyfikatysta. Nawiasem mówiąc wyraz certyfikacja też służy Polakom od ponad wieku (bo uwzględnia go też Słownik warszawski z 1900 r.), ale nie w znaczeniu 'czynność certyfikowania', ale wyłącznie w znaczeniu 'dokument certyfikujący, czyli certyfikat'. A cóż znaczy certyfikować? Oczywiście: 'stwierdzać, zaświadczać za pomocą certyfikatu - oficjalnego pisemnego dowodu; wystawiać certyfikat'; po tej definicji słownik podaje przykład użycia: "Przy zawieraniu kontraktu strony określają, jaka organizacja będzie zobowiązana certyfikować dany towar". Dodajmy, że certyfikatysta to 'posiadacz certyfikatu - pisemnego dowodu, zaświadczenia'.
Samemu wyrazowi CERTYFIKAT poświęca Praktyczny słownik współczesnej polszczyzny całą stronę. Definicja tego wyrazu opatrzonego kwalifikatorem "urzędowy" brzmi: "oficjalne pisemne zaświadczenie, pisemny dowód na coś": Certyfikat może stwierdzać pochodzenie towarów [...]. Zakład ubezpieczeń wystawia certyfikaty na odbiorcę i okaziciela. Po tych przykładach słownik podaje związki frazeologiczne tego wyrazu. A więc CERTYFIKAT może być awaryjny, gwarancyjny, inwestycyjny, udziałowy, materiałowy, ostateczny, podatkowy, transportowy, składowy, walutowy, celny, przeładunkowy, tranzytowy, wywozowy, przywozowy, dezynfekcji, rejestracyjny, zwolnienia od zobowiązań, wagi, asekuracyjny, ubezpieczeniowy, depozytowy, jakościowy, okrętowy; certyfikatem według tego słownika nazywa się też 'wniosek sędziego o przyznanie psu tytułu championa krajowego'.
Kwestionując zastrzeżenia zgłoszone w imieniu RJP wobec użycia w projekcie ustawy o języku polskim wyrazu CERTYFIKAT, przywoływano tak w dyskusji po II czytaniu projektu, jak i na posiedzeniu Komisji w dniu 25 lutego dwa słowniki języka polskiego, a mianowicie Słownik języka polskiego pod red. M. Szymczaka i Mały słownik języka polskiego PWN pod red. Elżbiety Sobol. Prawdopodobnie z pośpiechu, bo nie przypuszczamy, że zrobione to zostało celowo, przytoczono tylko połowę pierwszej definicji i opisu użycia wyrazu CERTYFIKAT: "zaświadczenie pisemne o charakterze oficjalnym"; przypominamy dalszy ciąg tej definicji: "Pisemny dowód na coś, wyraz używany głównie w sprawach morskich, ekonomicznych i w handlu zagranicznym". Po definicji następują przykłady użycia ogólnego ("certyfikat ubezpieczeniowy") oraz w terminologii morskiej ("certyfikat bezpieczeństwa", "certyfikat okrętowy") a po nich definicja druga "zaświadczenie zastępujące obligacje pożyczki państwowej" i definicja trzecia "dokument stwierdzający pochodzenie towaru" (np. "certyfikat przywozowy, wywozowy"). Podobnie ujęte zostało znaczenie i zakres użycia wyrazu CERTYFIKAT w słowniku pod red. E. Sobol, a także w Innym słowniku języka polskiego PWN pod red. Mirosława Bańki z r. 2000, choć rzeczywiście słownik ten uwzględnia możliwość nazwania wyrazem CERTYFIKAT (określonym jako "słowo książkowe") "pisemnego dowodu czegoś".
Jeśli korzystamy ze słownika, nie możemy poprzestać na przeczytaniu samej definicji wyrazu. Jego znaczenie bowiem i zakres współokreślają kwalifikatory i przykłady użycia. A ze starannej i systematycznej kwerendy dokumentacji słownikowej używania wyrazu CERTYFIKAT wynika niepodważalny wniosek: użycie tego wyrazu w znaczeniu 'oficjalne poświadczenie kwalifikacji człowieka' jest semantycznym neologizmem.
Sięgnijmy na koniec do Nowego słownika poprawnej polszczyzny PWN pod red. Andrzeja Markowskiego. Znajdziemy tam na str. 91 hasło CERTYFIKAT a w nim przestrogę: "Nadużywane. Np. Certyfikat, lepiej: świadectwo, wiedzy. Certyfikat, lepiej: świadectwo, moralności."
Zdajemy sobie sprawę z tego, że wbrew dokumentacji słownikowej i na przekór przestrodze Nowego słownika poprawnej polszczyzny, wyrazu certyfikat używają nie tylko organizatorzy różnego rodzaju kursów, zwłaszcza organizowanych przez zagraniczne instytucje i korporacje, ale także używa się go - niestety - w ramach szkolnictwa publicznego. Traktujemy te przykłady zachowania językowego na równi z praktykami nazywania prezesa lub przewodniczącego prezydentem. Z całym wewnętrznym przekonaniem przeciwstawiamy się zwiększaniu prestiżu czegokolwiek przez nadawanie temu uczenie, bo obco brzmiącej nazwy. W opinii różnych osób, w tym także niektórych z członków RJP, nazwanie dokumentu, który poświadcza znajomość języka polskiego, "certyfikatem" ośmiesza sam dokument i wydającą go instytucję
Nie sposób pozostawić bez odpowiedzi pytania o przyczyny rozbieżności w ocenie wyrazu CERTYFIKAT wśród językoznawców, których opinie w innych sprawach są zgodne. Wyjaśnienie wydaje się proste. Każde środowisko zainteresowane jakimś problemem i zaangażowane w jego rozwiązywanie wytwarza na własny użytek swoisty zasób słów o swoistym znaczeniu. Kto o poświadczaniu znajomości języka przez kilka lat dyskutuje w swoim kręgu jako o jej certyfikacji i wydawaniu certyfikatów, ulega złudzeniu, że tak właśnie czynność certyfikowania i same dokumenty certyfikujące ogół społeczeństwa nazywa lub powinien nazywać. To znane zjawisko. Nie trzeba się dziwić, że niektóre osoby są zaskoczone wiadomością, że według słowników przeszło sto lat używają Polacy wyrazu CERTYFIKACJA, ale wyłącznie jako synonimu CERTYFIKATU.
Ustawa z dnia 7 października 1999 r. o języku polskim przewidywała, że cudzoziemiec będzie mógł uzyskać urzędowe poświadczenie znajomości języka polskiego. Nie widzimy żadnego powodu, by na przekór tej ustawie miał otrzymać zamiast poświadczenia certyfikat.
Naszym zdaniem sama dyskusja nad celowością użycia w ustawie o języku polskim wyrazu CERTYFIKAT stanowi wystarczający dowód jego niestosowności.
Przy okazji wyrażamy opinię, że komisja wydająca poświadczenia znajomości języka powinna się nazywać Komisją Poświadczania Znajomości Języka Polskiego przez Cudzoziemców (a nie dla cudzoziemców!).
prof. dr hab. Walery Pisarek
w imieniu własnym i części członków RJP
Fragmenty listu przewodniczącego RJP, prof. A. Markowskiego, do Zastępcy Przewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu
Warszawa, dn. 10 marca 2003 roku
RJP- 108/W/2003
Szanowny Pan
Poseł Jan Byra
Zastępca Przewodniczącego
Komisji Kultury i Środków Przekazu
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
Szanowny Panie Pośle!
Odpowiadając na Pański list z 27 lutego br., po zasięgnięciu opinii większości członków Prezydium Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, stwierdzam, co następuje:
1. Podobnie jak prof. Walery Pisarek (...) pragnę podkreślić, że problem językowy, o który chodzi w nowelizacji Ustawy o języku polskim, nie polega na stwierdzeniu CZY "słowo <> jest słowem polskim lub też nie>>", lecz dotyczy tego, CZY NALEŻY GO W TEKŚCIE USTAWY UŻYWAĆ W ZNACZENIU 'URZĘDOWE POŚWIADCZENIE ZNAJOMOŚCI JĘZYKA POLSKIEGO PRZEZ CUDZOZIEMCÓW'.
2. Nie ma wątpliwości co do tego, że rzeczownik certyfikat występuje w polszczyźnie od stu lat, ale nie ulega też kwestii to, że jego dotychczasowe znaczenie było inne niż to, w którym byłby używany w tekście nowelizacji ustawy. Przekonująco pisze o tym prof. Pisarek w przywoływanym już przeze mnie piśmie.
Nasuwa się tu analogia (o której także wspomina prof. Pisarek) do obserwowanego ostatnio rozszerzania znaczenia innych wyrazów, co następuje pod wyraźnym wpływem języka angielskiego w jego wersji amerykańskiej. Klasycznym przykładem jest tu wyraz prezydent. Słowo to jest niewątpliwie obecne w naszym języku od wielu dziesięcioleci, ale przecież gdyby Pan Poseł miał zostać nazwany "Wiceprezydentem" komisji sejmowej, pan Marszałek Borowski miałby zostać przemianowany na "Prezydenta Sejmu RP", a funkcja Prezesa NIK miałaby zostać przemianowana na "Prezydenta NIK", wzbudziłoby to oczywiste protesty. Chodzi o to, że wyrazy podobnie brzmiące w języku angielskim (czy innym) i polskim mogą mieć inne (zasadniczo lub nieco) znaczenie, a mechaniczne kopiowanie znaczeń (potocznie powiedziałoby się "małpowanie") nie jest chyba zabiegiem pożądanym. Ten proces językowy, zwany fachowo zapożyczeniami znaczeniowymi, ostatnio nasila się w polszczyźnie, sam poświęciłem mu sporo uwagi, wymieniając ponad 100 wyrazów, których znaczenia zmieniają się na naszych oczach pod wpływem angielskim (artykuł: Jawne i ukryte nowsze zapożyczenia leksykalne w mediach, w: Język w mediach masowych, pod red. J. Bralczyka i K. Mosiołek-Kłosińskiej, Warszawa 2000). Te wyrazy w zmienionym znaczeniu spotyka się przede wszystkim w tekstach dziennikarskich i publicystycznych. Pytaniem kluczowym jest w tym wypadku to, czy należy na takie zmiany przystać, widząc ich nieuchronność w globalizującym się świecie, czy też pozostać, nieco konserwatywnie, przy stanie obecnym. Czy np. zaakceptować wyrażenia kondycja polskich banków, kondycja polskiej inteligencji, a nawet kondycja wałów przeciwpowodziowych (!), czy też pamiętać o tym, że kondycja przez niemal cały wiek XX oznaczała tylko stan fizyczny organizmu, a nowe znaczenie 'stan, położenie, sytuacja' wzięło się "z zapatrzenia się" dziennikarzy i polityków w angielskie słowo condition, które jako żywo nie musi być tłumaczone na kondycja, bo zajrzenie do słownika poucza, że ma ono kilka (jeśli nie kilkanaście) polskich odpowiedników. No, ale dziennikarz widzi w tekście angielskim słowo condition, no to jak (myśli) będzie to po polsku... "oczywiście, kondycja".
3. Z drugiej strony naturalnym procesem jest rozwój znaczeniowy wyrazów i jeśli zaspokaja on potrzeby mówiących danym językiem, to należy akceptować takie zmiany. Czy tak jest w wypadku nazwy certyfikat w znaczeniu 'urzędowe poświadczenie znajomości czegoś' (w tym wypadku języka polskiego)? Wiem, że tego wyrazu używa się na dyplomach lekarskich, zaświadczających, że dany lekarz ukończył taki czy inny kurs, że ma prawo do tego czy owego itp. Takie "certyfikaty" oprawione w ramki wiszą w każdej prywatnej przychodni lekarskiej (zwanej notabene z reguły z angielska "kliniką"). W "Słowniku wyrazów obcych i trudnych" (Wydawnictwo "Wilga", Warszawa 2001), którego jestem współautorem, odnotowaliśmy to rozszerzenie znaczenia słowa certyfikat, pisząc w definicji: "dokument potwierdzający coś: czyjeś umiejętności w pewnym zakresie, wysoką jakość pewnego produktu, spełnianie przez urządzenie norm technicznych lub norm bezpieczeństwa itd.", a jednym z przykładów jest zdanie: "Po ukończeniu kursu języka angielskiego otrzymał certyfikat".
4. Sądzę więc osobiście, że pomimo uzasadnionych zastrzeżeń językoznawców, dobrze znających przyczynę tego rozszerzenia znaczenia wyrazu certyfikat (mówiąc wprost: są nią snobizm i niedostateczna znajomość polskich odpowiedników znaczeń słów angielskich), nowe znaczenie omawianego słowa upowszechni się i trzeba je będzie zaakceptować. Proponuję tylko, żeby zbyt pochopnie nie wprowadzać go do wszystkich ustępów nowelizacji Ustawy o języku polskim, czyli stanowczo pozostawić sformułowania:
- Urzędowe poświadczanie znajomości języka polskiego
- Państwowa Komisja Poświadczania Znajomości Języka Polskiego przez Cudzoziemców (nie: "Komisja Certyfikacyjna" ani nie: "Komisja Certyfikacji"; nb. popieram stanowisko, że nie jest poprawne sformułowanie: "dla cudzoziemców", bo chodzi o to, że to jest znajomość języka polskiego przez cudzoziemców) (art. 11b. p. 1);
- promocja systemu poświadczania znajomości języka polskiego przez [uwaga: przez nie "dla"!] cudzoziemców w kraju i zagranicą (art. 11 b. p. 7).
Natomiast sformułowanie: otrzymuje urzędowe poświadczenie znajomości języka polskiego (art.11a), można by uzupełnić dodatkiem: zwane certyfikatem, a wyrażenie: wydawanie poświadczeń znajomości języka polskiego (art.11b. p. 8) - uzupełnić dodatkiem: zwanych certyfikatami.
Andrzej Markowski