Dyktando 1990
prof. Andrzej Markowski
„Rozmowy Eustachego z Wilhelmem I: Hochsztapler”
W: – I cóż pan wybrał spośród tych trudno dostępnych, superrzadkich polichromii, panie Eustachy?
E: – A dajże mi pan spokój! Próżno by szukać w tym merostwie w południowo-zachodniej Francji późnoromańskich arcydzieł.
W: – Czyżby na przekór opinii profesora Adamsa stojący tam ponadpięćsetletni zabytek zawierał same tylko paskudztwa?
E: – Panie Wilhelmie, raz-dwa się zorientowałem, że ten prawicowosocjaldemokratyczny niby-uczony, który znalazł tu rzekomo prakulturę jasnokremowych obuszków, był raczej donżuanem pseudonauki, wpółobłąkanym ideą wpływu pół-Azjatów na miejscowe prawodawstwo, niż rzeczywistym współodkrywcą grodów w poprzek pradawnej kniei.
W: – A jego dwuipółletni pobyt nad Morzem Północnym?
E: – Tra ta ta, przecież on był tam tylko pilotem oblatywaczem w 2. [albo: II, albo: Drugiego] Pułku Lotnictwa Cywilnego. Prawda, nie należał do mazgai i wskutek różnych jego figli-migli poharatanych zostało kilka samolotów. Dopiero poniewczasie zorientowano się, że niepodobna sczyścić śladów jego zabaw z powierzchni maszyn i trzask-prask wysłano rześkiego Południowoafrykańczyka aż gdzieś na Białostocczyznę.
W: – Pozwoliszli, panie Eustachy, iż uznam to za idioctwo! Dlaboga! Weź no pod uwagę, że skoroby chciano go ukarać, to wybrano by chyba jakiś kraj zamorski, gdzie by nie miał co marzyć o swoim ulubionym risotcie z rzeżuchą, aniby w razie choroby chininy nie znalazł!
E: – A jużci, panie Wilhelmie, a jużci. I skończmy już tę rozmowę, bo niemówienie o tym hochsztaplerze dobrze mi zrobi.