Katarzyna Kłosińska
Warszawa
Na ile sposobów mówimy o sprawach publicznych?
Po katastrofie smoleńskiej, gdy obowiązki głowy państwa przejął po zmarłym prezydencie Marszałek Sejmu, wśród polityków i publicystów rozgorzała dyskusja o tym, jak tymczasowa głowa państwa ma postępować wobec planów czy projektów nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego – czy w imię wartości, które nazwijmy symbolicznie wypełnianiem testamentu, ma podejmować takie decyzje, jakie podjąłby Lech Kaczyński, czy też w imię wartości, które nazwijmy (też symbolicznie) racjonalnym działaniem na swój rachunek, ma realizować własny program polityczny. Ten spór – a także toczące się do dziś inne dyskusje „okołosmoleńskie” – bardzo wyraźnie pokazuje dwa sposoby myślenia, a co za tym idzie: mówienia, o sprawach publicznych.
Na ład normatywny, jaki się ukształtował w Polsce po 1989 roku (i ciągle ulega przeobrażeniom), składają się, przenikające się i wpływające na siebie – jak to określił socjolog Marek Ziółkowski – układy interesów i wartości. Polega to na tym, że w myśleniu i mówieniu o państwie splatają się dwie orientacje: orientacja pragmatyczna, traktująca politykę jako sferę działań utylitarnych, nastawionych na realizację interesów i wykonywanie zadań, oraz orientacja aksjologiczna, traktująca politykę jako zestaw treści symbolicznych i aksjologicznych, uznająca konieczność postępowania zgodnie z kanonem wartości (lub przynajmniej składania publicznych deklaracji przywiązania do wartości).
Te dwa typy postaw wobec spraw publicznych są bardzo wyraziste i odrębne od siebie – na tyle wyraziste, że na ich gruncie powstały dwa sposoby mówienia o świecie polityki, dwa dyskursy polityczne, będące językowymi reprezentacjami tych postaw: dyskurs, który nazywam etycznym (występuje on w dwóch odmianach, często zresztą stanowiących jedność: „romantycznej” i „socjalistycznej”), oraz dyskurs, który określam jako pragmatyczny.
Podstawę wyróżnienia tych dwóch rodzajów dyskursu stanowią kategorie, które służą do opisu świata. W dyskursie etycznym rzeczywistość ujmowana jest w aspekcie – co się samo narzuca – etycznym: o sprawach publicznych mówi się poprzez odwołanie do moralności, godności, prawdy, uczciwości czy sprawiedliwości. Moralność jest tu wartością samą w sobie i obejmuje oraz opisuje całą rzeczywistość, wszystkie jej aspekty – przede wszystkim życie publiczne, gospodarkę, prawo i historię. Dyskurs etyczny jest zdecydowanie negatywistyczny – o wiele częściej niż w innych rodzajach tekstów eksponuje się w nim negatywne aspekty rzeczywistości – są tu ekspresywne, budzące grozę opisy wszechobecnego zła (dzieci wyjadające resztki ze śmietników), które jest zresztą ujmowane wieloaspektowo (na przykład jedno pojęcie ‘brak zasad moralnych w działalności publicznej’ jest nazywane za pomocą kilkunastu wyrazów, ukazujących zjawisko z różnych stron: hańba, podłość, zdrada, bezczelność, plugawy, fałsz, zakłamanie itp.). Przez negację albo za pomocą słownictwa wskazującego na likwidację formułowane są postulaty czy hasła wyborcze (dekomunizacja, dezubekizacja; deprowincjonalizacja Polski – to z niedawnego „Raportu o stanie RP” PiS; Oczyszczenie polityki; Bezpieczeństwo dla obywateli, więzienia dla przestępców; Jeśli nie chcesz w Polsce być żebrakiem, Głosuj na Ligę – bo jesteś Polakiem!, Tak dalej być nie musi!). Koniecznością walki ze złem politycy – nazwijmy ich umownie etycznymi – uzasadniają swoją działalność publiczną; mamy tu więc do czynienia z autoprezentacją przez negację – zło i walka z nim są tym, co sprawia, że polityk może się w jakikolwiek sposób określić, może zaistnieć. Ponieważ w tej wizji świata zło moralne obecne jest wszędzie i ma wiele postaci, to działalność polityczna musi polegać na przywróceniu lub obronie wartości moralnych (a także często sakralnych): Została nam powierzona misja odnowy duchowości narodu; Nasza walka o odnowę duchową narodu nigdy nie ustanie; Bóg. Honor. Ojczyzna. Tradycja. Rodzina. Własność; Mamy szansę stworzenia Prawej Polski silnych rodzin i solidarnych pokoleń. Polityk jawi się jako misjonarz – swą działalność nazywa misją, a przyczynę i cele powstania swej partii wskazuje za pomocą określeń, w których nie mówi o tym, kto wyznaczył czy powołał go do działania; mówi ogólnie o jakiejś „sile wyższej”, która nie jest wskazana ani nazwana, np.: Został nam powierzony los Polaków; Jesteśmy powołani do przywrócenia w Polsce jednych z najważniejszych wartości – prawa i sprawiedliwości. Misjonarz jest depozytariuszem prawdy; dzięki niemu naród może przejrzeć na oczy, przebudzić się, widzieć coś jasno – poznanie prawdy przedstawiane jest w tego typu tekstach jako nabycie zdolności widzenia lub obudzenie się z letargu; wyraźne są tu związki z tekstami i romantycznymi, i sakralnymi. Misjonarz sytuuje się wobec „zwykłych ludzi” w pozycji mędrca, kapłana czy nauczyciela, który jest powołany do tego, by wskazywać im, jak mają postępować w sferze moralnej i duchowej, a także do tego, by towarzyszyć im w osiąganiu celów, które uważa za najważniejsze (np. Prowadzimy Polskę do zwycięstwa, jakim jest powstrzymanie bezrobocia; Wybierzmy polityków, którzy zasługują na miano przywódców narodu!). Misjonarz bywa też „ojcem narodu”, który swą postawę wobec ludzi określa jako troskę o nich czy opiekowanie się nimi (por.: Gdy mnie wybierzecie, będę Waszym i Waszych Rodzin Opiekunem; Poseł powinien być opiekunem tych, których reprezentuje), a swej relacji z ludźmi nadaje charakter osobisty (np. Znam troski, których zaznali moi rodacy, i chcę ich z nich wyzwolić; Jesteśmy przepełnieni miłością do Ojczyzny, a Ojczyzna to przecież Wy, rodacy). Zresztą, w afektywny sposób opisywana jest też sfera wartości – na przykład o przeciwnikach politycznych mówi się, że nienawidzą naszej wiary; zieją nienawiścią do wszystkiego, co polskie; Cechuje ich nienawiść do lustracji, dekomunizacji i deubekizacji [sic!]. Polityk misjonarz – przywódca i ojciec narodu kieruje swój przekaz do kogoś, kogo prezentuje jako roszczeniowo biernego obserwatora życia – postawa społeczeństwa wobec polityków jest określana jako oczekiwanie od władzy rozwiązania problemów. Roszczeniowa bierność społeczeństwa idzie w parze z jego bezradnością; tzw. zwykli ludzie bywają przedstawiani jako ofiary nieuczciwych działań polityków (oczywiście nie tych, którzy są autorami tekstów) – ich oszustw, manipulacji, wykorzystywania czy wręcz wyzyskiwania. Wspólnota, tworzona przez dyskurs etyczny, nazywana jest narodem (w odmianie „romantycznej”) oraz ludźmi pracy (w odmianie „socjalistycznej”; często, jak już mówiłam, te dwie odmiany występują jednocześnie w tekstach jednej partii). Naród to wspólnota duchowa, hołdująca wartościom „nakierowanym” na ojczyznę – wolności, tradycji i patriotyzmowi; ludzie pracy to wspólnota zabiegająca o zaspokojenie swych potrzeb bytowych; najważniejszymi wartościami są tu: praca, godność, wolność, a antywartością – krzywda. Te same słowa czasami odwołują się do różnych sfer – wspomniana wolność w tekstach „romantycznych” rozumiana jest jako niepodległość, a w tekstach „socjalistycznych” jako niebycie poddanym zewnętrznym ograniczeniom – jak w wyrażeniach wolność od głodu, wolność od biedy, wolność od strachu przed bezrobociem, wolność od lęku o jutro, a nawet wolność od braku dachu nad głową (które pojawiają się w tekstach niektórych ugrupowań politycznych, lecz nie występują w polszczyźnie ogólnej); godność „romantyczna” wiązana jest z dumą i honorem (Polacy są przedstawiani jako naród mający poczucie własnej wartości, wynikającej z posiadania tradycji narodowowyzwoleńczej oraz z przekonania o pełnieniu misji), godność „socjalistyczna” ma charakter witalny – jest wiązana z pracą czy zarobkami.
Dyskurs pragmatyczny w największym skrócie i uproszczeniu można scharakteryzować jako taki, w którym wszystko nabiera wymiaru ekonomicznego – nadrzędnymi kategoriami służącymi do opisu rzeczywistości są tu: gospodarka i własność, siła oraz sukces, przy czym te dwie ostatnie ściśle wiążą się z kwestiami gospodarczymi. Gospodarka jest ujmowana z żabiej perspektywy – człowiek, rodzina i społeczeństwo są tu instytucjami ekonomicznymi: człowiek jest podatnikiem, rodzinę umieszcza się w kontekście własności, podatków, pieniędzy, zarobków, łożenia na budżet państwa itd., a społeczeństwo jest opisywane z punktu widzenia klasy średniej. Człowiek, do którego kieruje swój przekaz polityk „pragmatyczny”, to: istota państwowa (obywatel), istota ekonomiczna (podatnik) i istota wolna (jednostka). Wolność – jedno z kluczowych pojęć – przysługuje tu gospodarce (oprócz częstego także w języku ogólnym wyrażenia wolna gospodarka pojawiają się tu metaforyczne wyrażenia i zwroty, używane tylko w tekstach tego typu, np.: gospodarka oddycha; przedsiębiorczość może wziąć głębszy oddech; szanuje się wybory gospodarki; zaciskanie pętli na szyi przedsiębiorczości), a także jednostce. Wspólnota, która jest tu rozumiana przede wszystkim jako zbiór jednostek, „istot ekonomicznych”, stoi przed koniecznością uporania się z codziennymi sprawami gospodarczymi, administracyjnymi itp., toteż zadaniem polityków jest rozwiązywanie tych problemów – w nieodległym horyzoncie czasowym. Polityk jawi się jako fachowiec, działający „tu i teraz” oraz „zaraz”; ogarnia on swymi działaniami ten sam wymiar czasowy, w którym wszyscy żyjemy, jest jednym z nas i oczekuje od „zwykłych ludzi” co najmniej aktywności, jeśli nie wysiłku, w realizacji wspólnych zamierzeń. Świat jest tu opisywany raczej przez przywołanie tego, co dobre, niż przez eksponowanie zła, co wyraźnie widać w zdaniu: Nie wszystkie grupy i regiony znalazły w sukcesie Polski swój własny sukces, w którym słowo sukces służy do opisania porażki.
Tak w największym skrócie przedstawiają się najważniejsze cechy, wyodrębnione poprzez analizę językową (a nie analizę treści) dwóch dyskursów obecnych w polskiej polityce. Można się zastanawiać, na ile te sposoby mówienia o świecie przystają do siebie – czy ci, którzy je stosują, mogą się spotkać. Odnosi się bowiem wrażenie, że politycy „etyczni” i politycy „pragmatyczni” nie tylko mówią różnymi językami (to znaczy: inaczej opisują świat, swoje w nim powinności i dążenia, swój stosunek do tzw. zwykłych ludzi, ich powinności itd.), ale też żyją w dwóch różnych światach.
Z jednej strony jest więź duchowa i poczucie odpowiedzialności za wartości moralne i duchowo sakralne, co jest wyrażane w postaci deklaracji w rodzaju: Trzeba nam strzec uczciwości w Państwie; Poprowadzimy Naród do szczęśliwego celu, jakim jest odzyskanie tożsamości duchowej; Poprowadzimy Naród do odnowy duchowej. Z drugiej strony jest więź funkcjonalna – jak w stwierdzeniach: Zadaniem polityków jest załatwienie paru ważnych spraw dla Polski; Platforma Obywatelska powstała do realizacji paru konkretnych celów (swoją drogą, trudno się oprzeć wrażeniu, że w prezentacji zamierzeń „pragmatycznego fachowca” jest pewna symplifikacja – tak jak specjalista od naprawy sprzętu domowego czy kierownik budowy dokładnie wie, jakie prace i czynności należy wykonać, by osiągnąć cel, i potrafi je wyliczyć w punktach, tak polityk fachowiec jest w stanie podać konkretne zadania, które przed nim stoją: To wszystko jest do zrobienia, trzeba tylko chcieć. To kwestia kilkunastu mądrych ustaw – jasnych, prostych, zrozumiałych dla każdego). Z jednej strony jest poczucie wyższości moralnej nad innymi, z drugiej strony – przekonanie o tym, że słuszne jest jedynie działanie, które określa się jako racjonalne, konkretne, nawet jeśli ten konkret ma być czymś, co jest przedstawione tylko metaforycznie, np. jako uwalnianie energii: Inni postawią na kobiety. Zapowiedzą, że „zburzą wiele Bastylii”. Z konkretów jednak wymienią przede wszystkim nie pomoc w uwalnianiu energii Polek, ale powrót do szkół przedmiotów mówiących o problematyce seksualności.
W świecie, wyłaniającym się z tekstów „etycznych”, szczególnie tych o orientacji socjalistycznej, panuje nędza, a aspiracją człowieka jest wyjście z nędzy. W świecie „pragmatycznym” panuje lub ma zapanować dobrobyt. Polityk „etyczny” postrzega Polskę przez pryzmat krzywdy, deklaruje się jako reprezentant wszystkich skrzywdzonych i upokorzonych Polaków; polityk „pragmatyczny” mówi: Cóż znaczą obecne zawirowania wobec tego, co już, wspólnym wysiłkiem Polaków, udało się dokonać?, czym zdaje się bagatelizować istnienie zjawisk, które wyostrza polityk „etyczny” (te dwa cytaty nie zostały wybrane przypadkowo – każdy z nich jest bardzo reprezentatywny dla każdego dyskursu; żeby nie wprowadzać szczegółowych opisów tekstów, wyjaśnię tylko, że w dyskursie etycznym słowa odnoszące się do krzywdy i biedy występują tak często jak w dyskursie pragmatycznym nazwy związane z sukcesem i dobrobytem). Idźmy dalej – polityk „etyczny” tak widzi swoją rolę w państwie i oczekiwania, jakie stawiają mu „zwykli ludzie”: Naród domaga się od nas rozwiązania ich [sic!] problemów bytowych; Oczekiwaniem społeczeństwa wobec władzy jest poprawienie warunków życia; Społeczeństwo oczekuje od państwa pomocy w uporaniu się z problemami bytowymi; Społeczeństwo żąda od władz załatwienia ich [sic!] życiowych spraw i ma do tego prawo; Ludzie żądają, żebyśmy zajęli się ich życiem, zapewnieniem bytu, dachu nad głową, chleba (tych pięć zdań pochodzi z tekstów pięciu partii, które zasiadały w sejmie) – mamy tu więc polityka, który jest przywódcą i opiekunem, oraz społeczeństwo (naród), które (który) jest roszczeniowo bierne. Tymczasem ugrupowania „pragmatyczne” mówią do swoich wyborców (czy: pożądanych wyborców): Istotnym składnikiem walki z bezrobociem musi być pobudzanie aktywności i samodzielności u poszukujących zatrudnienia, wyzwalanie ich inicjatywy, czyli konstruują przekaz pełen leksyki wskazującej na aktywność (tu, w jednym zdaniu: aktywność, inicjatywa, samodzielność). Partia stosująca dyskurs „etyczny” (w odmianie socjalistycznej) mówi Dość bezrobocia!, a politycy „pragmatyczni” wołają: Milion nowych miejsc pracy!. Te dwa hasła wyborcze uzmysławiają nam też odmienność w sposobie opisywania świata i dążeń polityków – negatywizm (w dyskursie etycznym) i optymizm (w dyskursie pragmatycznym). To, co w tekstach „etycznych” (szczególnie „socjalistycznych”) nazywane jest nędzą, zacofaniem, porażką itp., w dyskursie pragmatycznym określa się za pomocą takich wyrażeń, zwrotów i fraz, jak cena przemian, gospodarstwa rolne są mało wydajne i produkują za drogo, niedostatki, nie dzieje się ludziom dobrze. Z lektury tekstów tworzonych przez polityków „etycznych” wyłania się obraz kraju, który cierpi na różne choroby (pojawiają się takie metafory, jak: lewicowa gangrena; wrzód na zdrowym organizmie praworządności; lewica jest zarażona moralnym HIV-em; wirus korupcji; spółki to AIDS XXI wieku; prawicę toczy wirus zakłamania), jest pogrążony w ciemnościach (mroki zła; mroczny okres; W nocy z 4 na 5 czerwca 1992 zamknęła się nad Polską pętla Magdalenki: Olszewski odszedł, agenci pozostali. […] Noc z 4 na 5 czerwca wciąż trwa. A noc, jak wiadomo, jest porą mętów, prostytutek i złodziei. Z godziny na godzinę Polska traci swoją suwerenność, jak krwotok wyciekają z niej na obce konta dalsze miliony dolarów […]), w którym dochodzi do zepsucia i rozkładu (por.: Nie możemy dalej patrzeć na to, jak gnije piękna kobieta o imieniu Prawda; Moralność w tym państwie jest w stanie rozkładu czy częste zgnilizna moralna, zepsucie moralne), na którym ktoś pasożytuje (Bandyci polityczni podłączyli się pod zdrowy moralnie polski organizm i wysysają zeń polską, zdrową krew; nowe polityczne pasożyty; mafia żerująca na narodzie; czy z ostatniego „Raportu o stanie RP” PiS-u: pasożytniczy kapitalizm), a przede wszystkim – w którym panuje brud (Polskę zalało lewicowo-prawicowe szambo). Politycy posługujący się dyskursem pragmatycznym, jeśli przywołują zjawiska negatywne w sposób silny i jednoznaczny, to w otoczeniu wyrazów i zwrotów implikujących sukces (np. Oglądaliśmy przykłady niewyobrażalnego wręcz sukcesu, ale i znaczne połacie biedy, upokorzenia, krzywdy; Wraz ze wzrostem ogólnej zamożności musimy ograniczać obszar biedy). I tak dalej, i tak dalej – można by tych cech wymieniać więcej; ograniczyłam się do najważniejszych.
Za każdym ze sposobów mówienia o Polsce i roli polityków kryje się jakaś postawa. Bardzo cennych obserwacji dotyczących stosunku Polaków do spraw publicznych dostarczają kolejne „Diagnozy społeczne”, przygotowywane przez zespół prof. Janusza Czapińskiego. Gdy opisom stworzonym przez socjologów i psychologów społecznych nada się perspektywę językoznawczą – to znaczy: gdy spojrzy się na nie ze świadomością tego, jaką postać mają teksty polityczne (a nie tylko tego, co ludzie mówią o sprawach publicznych), można zauważyć, że teksty te mówią (na ogół nie wprost) o państwie to samo, co wyobrażają sobie o nim tzw. zwykli ludzie; inaczej mówiąc – że świat wyłaniający się z tekstów politycznych ma swoją reprezentację w umysłach Polaków. Analiza języka prowadzi zatem do podobnych wniosków co analiza postaw społecznych.
Na przykład – jeśli ktoś jest przekonany o własnej wyższości moralnej, to na ogół jednocześnie jest przekonany o istnieniu krzywdy społecznej oraz nierówności społecznych. Taką osobę cechuje brak zaufania do ludzi, co (to już moja interpretacja) ułatwia politykowi sytuowanie się w pozycji ojca, przewodnika i mędrca. Z taką postawą wiąże się też skłonność do przypisywania władzy odpowiedzialności za swoje porażki, co (znowu staram się wiązać obserwacje socjologów z wnioskami z własnych badań) umożliwia politykom sytuowanie tzw. zwykłych ludzi w pozycji roszczeniowo biernej. Tak więc dyskurs etyczny, w obu swych odmianach (romantycznej i socjalistycznej), wpisuje się w dość spójny sposób myślenia o państwie. Podobnie jest z dyskursem pragmatycznym, który (jak łatwo zauważyć) jest w dużej mierze odzwierciedleniem doktryny liberalnej. Z tekstów tworzących ten dyskurs wyłania się obraz człowieka, którego także opisuje „Diagnoza społeczna”: mającego zaufanie do innych i do siebie, przedsiębiorczego i aktywnego, a co za tym idzie – nieoczekującego, że politycy załatwią za niego jego sprawy, i nieobarczającego władzy winą za swe niepowodzenia.
Zdecydowaną przewagę mają postawy pierwszego typu – ok. 80%, podczas gdy postawy drugiego typu prezentuje ok. 20% Polaków. Także i te proporcje mają swe odzwierciedlenie w tekstach – tych, kierowanych do osiemdziesięcioprocentowej większości „egalitarystów” (jak zostali określeni w „Diagnozie społecznej”), jest większość; więcej jest też ugrupowań posługujących się dyskursem, który odpowiada takiemu sposobowi myślenia (czyli etycznym). Tekstów, kierowanych do dwudziestoprocentowej mniejszości „liberałów” (znów przywołuję określenie zespołu Czapińskiego), czyli tekstów „pragmatycznych”, jest zdecydowana mniejszość; niewiele też jest ugrupowań, które ten dyskurs stosują.
To, że społeczeństwo jest zróżnicowane pod względem poglądów, jest czymś tak naturalnym, że nie wymaga komentarza. Oczywiste jest również to, że z pluralizmem postaw wiąże się różnorodny sposób mówienia o świecie. Można jednak odnieść wrażenie, że obecnie w tej różnorodności zaszliśmy tak daleko, że trudno nam się spotkać. Przywołam tu raz jeszcze wyrażenia i zwroty, które się pojawiają przy okazji dyskusji o przekazaniu śledztwa w sprawie katastrofy tupolewa Rosjanom – ci, którzy są zdania, że nie należało tego robić, opisują to posunięcie w kategoriach symbolicznych i etycznych (zdrada stanu, plucie Polakom w twarz, duma narodowa, oddanie się w niewolę Rosjan, powtórka z Targowicy itp.), natomiast zwolennicy takiego rozwiązania odwołują się do pojęć związanych ze sferą administracji i wykonywania zadań (np. przestrzeganie procedur, wypełnianie postanowień).
Nieodparcie nasuwa się tu pytanie, czy ta bezkompromisowa etyczność i ta technokratyczna pragmatyczność mają się szanse spotkać. A jeśliby jakimś cudem się spotkały, to czy nastałby kolejny cud, a mianowicie: czy udałoby nam się zredefiniować podstawowe dla obu dyskursów pojęcia (np. polskość, naród, patriotyzm, a z drugiej strony – fachowość, wolność gospodarcza, wolność jednostki itp.)? Bo, jak można sądzić, to że żyjemy jakby zamknięci w tych dwóch światach – w świecie bezkompromisowej etyczności i w świecie technokratycznej pragmatyczności – w dużej mierze wynika z tego, że a priori przyjmujemy kluczowe dla tych światów słowa (jak na przykład patriotyzm czy wolność jednostki) wraz z ich znaczeniami, które zostały nadane lub utrwalone w określonym dyskursie. Nie jesteśmy w stanie choćby spróbować się określić na nowo, nie chcemy porzucić wytartych i dość arbitralnie używanych słów (wielkich słów), by stworzyć nowy (a raczej: staro nowy) obraz siebie – obraz wypracowany w toku rzetelnej debaty publicznej o nas samych, a nie zakrywany etykietkami.