Jacek Wasilewski
Warszawa
Język tabloidów – jego źródła i mechanizmy
Posłom frykasy, dzieciom ochłapy: artykuł o takim tytule ukazał się w „Fakcie” 30.04.2009. Jako tytuł tabloidowy powinien wywoływać emocje, jątrząc – zaciekawiać, drażniąc – potwierdzać wizję porządku wartości czytelnika i wizję nieporządku wartości w świecie zewnętrznym.
Gdyby materiał ukazał się powiedzmy 300 lat temu, w roku 1710, nikogo by nie zdziwił taki podział. Posłowie z racji swego stanu i rangi dostaliby frykasy, dzieci zjadłyby ochłapy i każdy byłby zadowolony. To, że dziś taki tytuł może działać sensacyjnie i pogłębiać klasowe podziały, wynika z paru kwestii, między innymi z mitu równości w demokracji, w którym posłowie są takimi samymi obywatelami jak inni ludzie, oraz wartości, jaką się przypisuje solidarności społecznej, a także znaczeniu, jakie dzieciństwo zyskało od przemian oświeceniowych, zwłaszcza w XX wieku. W dobie tryumfu idei postępu dzieci wyrażające ową domniemaną przyszłość stały się ważniejsze niż dawniej, gdy dominującą ideą organizującą czas była koncepcja złotego wieku i gerontokracja.
Współcześnie tworzone w mediach podziały społeczne muszą wchodzić w istniejące pęknięcia jedności społecznej, żłobić je i rozrywać. Przyglądając się mediom, można stwierdzić, gdzie są owe rysy i pęknięcia; z konieczności walki o uwagę odbiorcy i dotarcia do ich jak największej rzeszy, reszta mediów również w mniejszym bądź większym stopniu tabloidyzuje się.
Wywód w niniejszym artykule będzie zawierał następujące kroki: najpierw zarysowane zostaną różnice między treścią tabloidów a prasą informacyjną. Dotrzemy do historycznych źródeł retoryki tabloidu. Następnie zostanie przedstawiony mechanizm tworzenia podziału My – Oni i sposoby jego aktualizowania w konkretnych narracjach tabloidowych, by wreszcie przedstawić typ wspólnoty kreowanej przez tabloidy.
Retoryka tabloidu jest retoryką antyelitarną. Mówienie o prasie tabloidowej z punktu widzenia elit kończy się zwykle stosowaniem retoryki zagrożenia i lamentacji: opis taki bierze sobie bowiem za podstawę kategorie prasy informacyjnej. A przecież tabloid nie służy informowaniu, ale przeżywaniu – jest swego rodzaju performansem i jego zasadniczą funkcją jest rozrywka oraz potwierdzanie normalności czytelnika. Stąd duża różnica w stosowaniu zasad etycznych w tabloidzie i innych gazetach, i zupełnie inny typ tworzonej wspólnoty.
Dwa typy prasy – dwie moralności
Kiedy mówimy o początkach prasy, zwykle mamy na myśli prasę kupców i działaczy politycznych, tych bogatszych, którym potrzebne były wiadomości do prowadzenia interesów bądź dla uczestnictwa w życiu publicznym. Dlatego pierwsze stałe gazety wychodziły w miejscowościach portowych: pierwszy cykl połączonych ze sobą relacji, co tydzień wychodzących w formie couranto, zaczął się ukazywać w Amsterdamie w języku angielskim w roku 1620. Etyczny wymiar nowoczesnego dziennikarstwa ma swoje źródło w kapitalistycznej wymianie: agencje, by sprzedawać fakty wielu gazetom, zaczęły oddzielać je od wartościowania. Taka informacja prasowa przestała być opowieścią, a stała się towarem, tracąc przy tym swą dramaturgię. Stała się o tyle potrzebna, co nudna.
Utowarowiona informacja, niemówiąca o tym, co dobre, a co złe, zaczęła być postrzegana przez klasę średnią jako norma. Prasa „poważna” – jest „prawdziwą” prasą dla dominującej klasy średniej, aprobującej kapitalistyczny porządek społeczny. Jej reprezentanci należą do klasy podejmującej racjonalne decyzje, np.: urzędników, kupców i menadżerów – a wiadomości, których potrzebują, można porównać do listu słanego poprzez posłańca do zindywidualizowanego odbiorcy – w odróżnieniu od wędrownego dziada mówiącego do wspólnoty mieszkańców. Jeśli podział My – Oni ma tu jakąś wartość, będzie to podział raczej polityczny niż klasowy. Kwestia moralności opiera się na zachowaniu reguł poprawności politycznej, godności jednostki itd. Są to reguły abstrakcyjnie pojmujące jednostkę. Retoryka, którą się posługują, dotyczy debaty publicznej – a więc spraw państwa; gospodarczego Gessellschaft, a nie sąsiedzkiego Gemeinschaft.
Natomiast w tabloidach nie uznaje się normy czystej informacji – dla nich informacja ma wartość jako narracja porządkująca świat, liczy się jej wymiar rozrywkowy bądź moralny, albo jedno i drugie, jak podczas jasełek albo misteriów. Ten rodzaj dyskursu tworzą wiadomości skierowane do warstwy pracowniczej, niedecyzyjnej, czyli robotników, pracowników handlu i usług.
Gazety tabloidowe powstały w momencie, w którym miasta napełniły się masami robotników. Ożywiła je ciekawość tych ludzi, zainteresowanie wiadomościami, którym od wieków nadstawiali ucha ludzie na wsi. Prasa ta stała się zogromniałą pieśnią dziadowską. Wędrujący dziad w zamian za miskę strawy czynił z ludzi gapiów: miał ich zaciekawić, zadziwować, przerazić strasznym wypadkiem, odmalować go słowami tak, jakby przy tym byli. Ale też – jeśli miałby dostać ową miskę strawy – musiał dać im odczuć, że są w porządku. Że ich orbis interior jest dobry i bezpieczny, a orbis exterior zły i zdradliwy. Opowiadał historyjki o wielkich, o ich zdradach i kłótniach – co w treści było taką samą plotką, którą ludzie uprawiali na co dzień we własnej wsi, pastwiąc się nad sąsiadami, tyle że odpowiednio wyolbrzymioną. Dziad był chodzącym tabloidem. Jeśli żywiło się go za plotkę, za rozrywkowe przecież, a nie edukacyjne wieści ze świata, dlaczego coś, co zastąpiło instytucję dziada, nie miałoby znaleźć przychylności wśród ludzi?
To pieśń dziadowska dotyczyła nie otwartej agory, ale zamkniętej wspólnoty – owego wiecowego MY. Odbiór wiecowy jest bowiem, tak jak owe gazety, emocjonalny i zbiorowy: grupy są przeciwstawiane innym grupom. Dlatego moralność przypisywana jest grupie własnej, będącej w ucisku grup zewnętrznych; moralny to ten, kto mówi jak my. W terminologii Jurija Łotmana gazety te wytwarzają podział na kulturę – i antykulturę: tych, którzy są źli, perwersyjni, pazerni, chełpliwi itd., ponieważ są różni od nas. Liczą się więzy Gemeinschaft, a nie reguły Gesellschaft: dlatego wiadomości te gwałcą wypracowane na agorze normy prywatności – wspólnota podgląda wszystkich, a plotka kontroluje normy. To nie jest dyskurs liberalny – ale w większości oceniany jest z pozycji liberalnych, przez klasę średnią, w tym wywodzących się z niej naukowców, pomimo iż stanowi instytucjonalizację wiejskiej plotki o ludziach. Plotki normatywizującej, nastawionej na przekazywanie informacji o tym, co jest powyżej normy (o bohaterach i ich beneficjentach) oraz o tym, co poniżej normy (o bestiach w ludzkim ciele i ofiarach). Tabloidom nie zależy na przekazywaniu „po prostu informacji” – sama informacja bez nakreślonego znaczenia moralnego dla wspólnoty jest po prostu bez sensu. Ludzie mają emocje, patrząc na coś, nie są neutralni, ale potrzebują informacji, czy to dobre czy złe, czy mają się z tym zgadzać, czy nie. Im bardziej coś oddalone od codziennego doświadczenia, tym częściej stosuje się analogię, do rodziny, domu itp. bliskiego świata, żeby uciec od abstrakcji. Im mniej czytelnicy wiedzą o świecie, tym bardziej potrzebują interpretacji. Suche fakty bez osadzenia na osi dobro–zło nie mają żadnego znaczenia.
Tak różne typy gazet mają oczywiście różne cele. Ze swoją misją informacyjną gazety poważne sytuują się na pozycjach encyklopedii dnia dzisiejszego. Celem jest ustalenie rzekomo obiektywnej agendy ważności i poinformowanie o niej społeczeństwa. Główną wartością jest dla nich prawda racjonalna – starają się więc obiektywizować przekaz za pomocą metody wytwarzającej tzw. rzetelność dziennikarską: informacje mają być potwierdzone w co najmniej dwóch źródłach, głos oddany obu stronom sporu itd.
Natomiast dla gazet popularnych oddawanie głosu wrogom byłoby bez sensu, bo zaburzałoby porządek świata. Może się na to zżymać liberał, dla którego tak skonstruowany tekst w gazecie jest nierzetelny. Nie rozumie on jednak, że przecież nie o rzetelność tu chodzi, ale – podobnie jak w plotce – o budowanie wspólnoty wartości. Jest to budowanie słuszności dla klasowego MY, bo misją gazet popularnych jest wytwarzanie słuszności po naszej stronie. To misja wspólnotowa. Tak więc nawet jeśli informacja jest niedokładna, to przecież nie ma różnicy, czy ktoś zabił matkę czy babkę – istotne, że taki (a nie ten konkretnie) człowiek jest zły. A my, którzy to potępiamy, na co dzień nie robimy tego, co ta bestia – a więc jesteśmy dobrzy. Gazeta jest ulicą, która się oburza, że wśród nich mieszka „zły” – a oburzenie to pozwala się od niego odciąć. Prawda racjonalna nie ma tu nic do czynienia – liczy się prawda emocji. A ponieważ tabloid jest głosem ulicy, a nie agory, i jest widowiskiem, a nie abstrakcyjną dywagacją – ponowne potwierdzenie wyznawanych przez nas norm wymaga napiętnowania czarnej owcy; wymaga zbiegowiska i ukamienowania – dlatego w tabloidach tak często pojawiają się frazy: to jest zbir, to jest morderca, to jest pedofil – słysząc to, stajemy się gapiami w cyrku, którzy mogą się poczuć od owego zbira lepsi. Gazeta poważna, stosując otoczkę obiektywizmu, uniemożliwia silne emocje. A tabloid? Każdy, kto był na meczu i kibicował swojej drużynie, wie, jakie to wspaniałe uczucie, kiedy nasza drużyna „dobrych” strzela gola przeciwnikom1.
Weźmy dla przykładu pierwszy z brzegu, czyli z sieci2, tekst znanej i funkcjonującej na Lubelszczyźnie w wielu wariantach pieśni dziadowskiej, opowiadającej o zwycięstwie króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem:
O Najświętsza Panno cóż to są za lata
Czyli sądny dzień nastaje czyli koniec świata
(...)
Przyjechał pasza turecki monstrancyje wzięli
Siedemdziesiąt zakonników pod klasztorem ścięli
Początek, który mówi nam, że zaraz doznamy szoku, a typowy potem opis łamania tabu, czyli: cóż to ONI wyprawiali.
Retoryka tabloidowa, która w końcu kierowana jest nie do znającej się dobrze wiejskiej wspólnoty, ale nieznającego się miejskiego tłumu, podstawowym horyzontem wspólnotowym uczyniła najpierw rodzinę, a potem: narodowość.
Z wiejskich gatunków oralnych w źródłach tabloidu znajdują się:
-
Plotka sąsiedzka (zwłaszcza dotycząca tych, których wszyscy znamy, czyli gwiazd, celebrytów).
-
Nowiniarska pieśń dziadowska, w której wędrowny dziad opowiadał nowiny zbierane na odpustach, jarmarkach i w miasteczkach, co czynił w odpowiednio udramatyzowany i dowcipny sposób.
-
Legenda i bajka ludowa (tu zwłaszcza kwalifikowałyby się wszystkie materiały wyśmiewające albo władzę, albo np. nieudolnego złodzieja, który wkradł się do sklepu mięsnego i zasnął). Bajki ludowe można podzielić na: bajki komiczne, opowieści satyryczne, bajki o głupim potworze, bajki o głupich sąsiadach, o parach małżeńskich, o złodziejach i oszustach, też o łgarzach, o bystrzakach, o głupcach, o duchownych i służbie kościelnej.
-
Kazania – zwłaszcza w niepiśmiennych wspólnotach kazania nie znosiły fikcji: musiały być dostosowane do audytorium, aby spełniać swą moralizatorską i dydaktyczną funkcję. Kaznodzieja musiał angażować emocjonalnie słuchacza, zamiast dylematu etycznego proponował mu przeżycie, teatr słowa rozkwitający w wypracowanych egzemplach.
-
Opowieści z karczmy. Karczma stanowiła centrum życia społeczności lokalnej; tu stawali na popas wędrowni handlarze, powracający z wojny weterani, żartownisie, pątnicy itp.
-
Druki odpustowe. Jak pisze Nijakowska:
Miejscem kolportażu tych ulotek były przede wszystkim jarmarki, a te – jako zjawisko kulturowe – sytuują się na pograniczu wsi i miasta, ulicy i kościoła, a zatem rzeczą naturalną staje się powstanie w tym miejscu nowego jakościowo zjawiska, symbiozy tekstów ustnych i drukowanych, rozpoczynającej proces kształtowania się – po stronie narratora – dalekiego już od dziada kalwaryjskiego ulicznego kabareciarza (odtwórcę ballady ulicznej), a po stronie odbiorcy – publiczności przedgazetowej [Nijakowska 2009].
Wkrótce, czyli w XIX wieku, wędrowni kramarze weszli w kooperację ze sztuką drukarską. Pieśni dziadowskie przenikały do druczków straganowych, a – jak zauważa Krzyżanowski:
epicka pieśń ludowa zmieniła się w nowiniarską czy zdarzeniową, w powiatową kronikę zbrodni rodzinnych o tematach takich, jak znęcanie się zwyrodniałych macoch nad sierotami, morderstwa rodziców przez ich dzieci lub na odwrót, samobójstwa i zabójstwa wzajemne kochanków [Krzyżanowski 1980, 63].
Z drugiej strony źródeł tabloidu, którego zasadniczą cechą jest wizualność, kolaż zdjęć, postaci, funkcjonujących na płaszczyźnie papieru jak w marionetkowym teatrzyku, można upatrywać w gatunkach typowo miejskich:
-
Ballada miejska (śpiewane o tragediach przez apaszy).
-
Cyrk i gabinet osobliwości, ukazujący siłacza, karła i babę z brodą.
-
Teatrzyk miejski z kabareciarzem politycznym, komikiem i żartownisiem.
-
Wiec polityczny lub pracowniczy.
Relacja My vs Oni: sposoby przedstawiania
Kiedy przyjrzymy się narracjom tabloidowym, możemy wyróżnić pewną stałą strukturę retoryczną, objawiającą się przeciwstawieniem postaciom z orbis exterior tych, które są w obrębie orbis interior. Przykładem takiego przeciwstawienia jest tytuł: Posłom frykasy, dzieciom ochłapy. Ten kontrast jest o tyle interesujący, że po pierwsze, powtarza się regularnie w kolejnych narracjach tabloidowych, po drugie – wyznacza grupę swoich, z którymi czytelnik się identyfikuje: owych normalnych ludzi, a jednocześnie bezbronne ofiary (dzieci, emeryci, zwykli ludzie) przeciwstawione nienawistnej grupie powodującej opresję (zwłaszcza instytucji publicznych: urzędów, NFZ-u, ZUS-u, ministerstw) – na przykład Samotne matki będą głodowały, a urzędnicy dostaną 134 miliony premii.
Materiał ilustracyjny, którym się tu będę posługiwał, zasadniczo pochodzi z 5 miesięcy wydań tabloidów „Fakt” i „SuperExpress”: 3 kolejne miesiące to: grudzień 2008, styczeń i luty 2009; oraz dla porównania próbki z czerwca 2008 i marca 2010. To daje 230 numerów, a w nich 70 narracji dających się zaklasyfikować jako My vs Oni oraz 24 narracje o tym, konstytuujące My bez wyraźnej opozycji.
Narracja My vs Oni
Są to, ogólnie rzecz biorąc, tytuły narracji wskazujących na grupową opresję i wyzysk grupowy (w odróżnieniu od tragedii indywidualnych, typu morderstwo, pożar, oszustwo itp.). Podział MY vs Oni biegnie po liniach bogaci – biedni oraz wyzyskująca władza – zwykły człowiek w opresji. Zbiór ten można podzielić roboczo na dwie kategorie:
a) My cierpimy, a wy co?
b) Tak się nie robi!
Tabela 1. Przykłady tytułów artykułów prasowych o grupach społecznych zawierających podział My vs Oni
Przykłady tytułów artykułów prasowych o grupach społecznych zawierające podział My vs Oni |
|
Kategoria I: My cierpimy, a wy co? |
Kategoria II: Tak się nie robi! |
|
|
Ciekawe są tu dwie typowo wiecowe figury retoryczne: pierwsza to prozopopeja, która tworzy bezpośrednią konfrontację pomiędzy zwykłym człowiekiem a opresywna instytucją, kiedy tytuł stawia zwykłego człowieka jako lamentującego wobec audytorium czytelników („Żyję za 13 zł dziennie a ZUS jeździ na narty”); druga figura to apostrofa, która tworzy bezpośrednie wiecowe żądanie („Sami płaćcie za swoje bilety!” lub „Czuma! Nie stać Cię na taxi?”)
Można zauważyć pewien schematyzm przytoczonych tytułów. Aktualizują one przysłowie „biednemu zawsze wiatr w oczy”. Relacje tworzone w tych artykułach stawiają na pozycji opresanta zawsze władzę instytucji publicznych; przede wszystkim takich, do których zaufanie społeczne jest relatywnie niskie: a więc Sejmu i połów, partii politycznych, urzędników administracji publicznej, zwłaszcza ZUS i Urzędu Skarbowego, których wizerunek jest budowany jako bezduszny (Umieram przez NFZ!). Policja, Kościół, telewizja, stojące stosunkowo wysoko w rankingach zaufania społecznego, rzadko są adresatem oburzenia. Być może dzieje się tak dlatego, że doniesienia tabloidalne wymagają nie dowodów, ale oczywistości. Prawda jest przyjmowana na wiarę – argumentem jest konsens, konwencja, estetyka czy emocja – na co wskazywałyby gatunkowe źródła tych opowieści.
Struktura konfliktu grup, z których jedna jest dobra i uczciwa, a druga ma nad nią władzę i ją wykorzystuje, jest zawarta nie tylko w słownej formule retorycznej, ale wyrażona graficznie na płaszczyźnie kolumny prasowej. Po stronie lewej rozkładówki są ONI, po prawej – My, na górze rozkładówki są ONI, na dole – MY. Kontrasty, w których My jesteśmy na drugim miejscu, uciemiężeni, zawsze „w porównaniu do...”.
Opresyjna władza często kadrowana jest w sytuacjach niesprzyjających pozytywnemu wizerunkowi (tyłem, bokiem, odchodząca itp.). Zwykły człowiek zawsze patrzy prosto w oczy, jest biedny, smutny, skromnie ubrany, pokazywany w zgrzebnym otoczeniu. Podobnie w relacji między nielubianymi celebrytami a zwykłymi ludźmi: zły celebryta rzadko patrzy prosto w oczy, dobry jest zwrócony ku nam.
W kwestii obyczajowości – w obrębie MY wszystko jest usprawiedliwione; z troską patrzymy na tych z nas, którzy zbłądzili, jeśli chodzi o ONYCH, nic nie jest usprawiedliwione. Dlatego tabloid będzie rozgrzeszał swoich ulubionych cele brytów. Na przykład Szyc jest naszym wielkim aktorem, jesteśmy z niego dumni i dlatego tytuł głosi, że „Pije, pił i będzie pił”, natomiast to samo w odniesieniu do polityka z grupy odrębnej jest karygodne.
W naszej grupie bogactwo jest usprawiedliwione; ci z nas, którzy są nasi i bogaci, mają pozwolenie na bogactwo i luksus – cieszymy się z ich sukcesów.
Zilustrujmy to paroma przykładami: tytuł dotyczący popularnego celebryty bądź sportowca zaliczanego do naszej grupy będzie głosił np. „Auto godne mistrza” (o sportowym samochodzie Adama Małysza), ale wobec będącego na cenzurowanym z powodu nieuczciwości finansowej prezentera Tomasza Kammela: „Zajechał Porsche do pucybuta!”. Jeszcze bardziej podziwiamy celebrytów, jeśli kupują coś taniego bądź robią coś, w czym się do nas upodobniają: np. ubierają się w lumpeksach czy własnoręcznie myją swój samochód – w tym przypadku podziw zyskał premier, ale jest on wyjątkiem wśród polityków i urzędników.
Jako klasyczny przykład opozycji ramy moralnej zależnej od tego, czy bohater należy do akceptowanej bądź nieakceptowanej grupy, może być porównanie informacji o zakupie butów. Doda (opisywana jako popkulturowa kapryśna, jednak nasza Królowa), która kupiła buty za 15 tysięcy złotych, jest rozgrzeszona, bo robi to dla nas, natomiast posłanka Mucha, która kupiła buty za 2 tysiące, „nawet nie myśli o zaciskaniu pasa w kryzysie”, a wytłuszczony cytat w gazecie głosi: „może to szokujące, ale nasze uposażenie nie pozwala nam na to, byśmy mogli poszaleć w kwestii ubrań” jest zamieszczony jako wypowiedź ironiczna, zestawiona z parą zwykłych ludzi, którzy mają 2 tysiące na życie. (Co ciekawe, asystenci na uniwersytecie dysponują podobnymi kwotami, ale nigdy nie są przedstawiani jako zwykli ludzie, gdyż zaburzyliby klasowość: konflikty między klasą polityczną – wyzyskującą a klasą wyzyskiwaną).
Wspólnota ofiar
Nie ma tu pojęcia reprezentacji i utożsamiania się z naszą klasą polityczną. Prawdziwym reprezentantem zwykłych ludzi jest tabloid.
Tabloid wpisuje się w tę rolę, tworząc klasyczny trójkąt dramatyczny: zwykły człowiek jest ofiarą, polityk bądź urzędnik jest prześladowcą, tabloid jest wybawicielem, który walczy o zwykłego człowieka i wyrywa go z urzędniczej paszczy, bądź płacze po nim rzewnie i pochyla się nad jego losem, tudzież oburza się z powodu złamania norm etycznych. Przykładem takiej „trójkątnej” narracji może być artykuł z SuperExpressu pt. „SuperExpress wychował Piterę”. Nadtytuł głosi: „Brawo! Żelazna Julka już wie, gdzie wolno jeździć samochodem służbowym, a gdzie prywatnym”. Owo poskromienie opresanta, który jest opresantem oczywiście tylko z powodu przynależności do grupy opresyjnej, daje podobną satysfakcję, co wrzucenie przez Czerwonego Kapturka wilkowi kamieni do brzucha – ma za swoje. Istotny jest tu fakt poskromienia, co w tym wypadku jest sprowadzeniem do pozycji równości.
W związku z taką sztywną strukturą rzeczywistość jest tylko pretekstem do tworzenia narracji budujących więź, wspólnotę normalnych zwykłych ludzi za pomocą tego konfliktu. Rola ofiary tkwi głęboko w fantazjach jednostki: znajduje ona sobie dominujący obiekt (władzę, urząd), od którego jest zależna. Dzięki temu może zachować wysoką samoocenę, wskazując tego, kto czyni go ofiarą: „Gdyby nie oni, to bym...”.
To konstytuująca tę wspólnotę kultura skargi, o której pisze Żiżek:
[...] w tak zwanej „kulturze skargi”, opartej na logice ressentiment: podmiot nie tylko nie zakłada nieistnienia wielkiego Innego, lecz obwinia Innego za swe porażki i impotencje, jak gdyby Inny był winny temu, że nie istnieje, to znaczy jak gdyby impotencja nie była wystarczającym usprawiedliwieniem – wielki Inny jest odpowiedzialny za sam fakt, że nie był w stanie nic zrobić: im bardziej struktura podmiotu ma „narcystyczny” charakter, tym bardziej obwinia on wielkiego Innego, a jednocześnie pogłębia swoją zależność od niego. Podstawową cechą kultury skargi jest więc wołanie do wielkiego Innego, aby interweniował i wprowadził porządek (aby zrekompensował krzywdy doznane przez mniejszości seksualne lub etniczne itp.). [...] Kultura skargi jest więc dzisiejszą wersją histerii, histerycznego, niemożliwego żądania adresowanego do Innego, żądania, które faktycznie pragnie być odrzucone, ponieważ podmiot opiera swe istnienie na własnej skardze: „jestem o tyle, o ile czynię Innego odpowiedzialnym i winnym mojego nieszczęścia” [Żiżek 2001, 248–249].
W grupie odbiorców tabloidu mamy do czynienia z umocnionym mitem równości demokratycznej, toteż grupa ta z trudnością akceptuje swoją zależność od „góry”, ale jest jednocześnie niegotowa na niezależność. Podział społeczny na dwie zasadnicze grupy-klasy rysuje dwa rodzaje normatywności – jawnej i ukrytej.
Jawna norma przejawia się w tym, że krytykuje się władzę za bogactwo i wykorzystywanie zwykłych ludzi; celem jest tu obrona przed nadużyciem władzy.
Natomiast ukryta norma mówi odbiorcy: nic nie zmieniajmy w sobie. Celem jest tu umocnienie się we własnym przeświadczeniu bycia ofiarą. Jednakże obwinianie innych to pogłębianie własnej zależności, bo to inny w tym momencie jest postrzegany jako mający w ręku wszystkie karty, a podmiot skargi – zwykły człowiek – może być tymi rozdaniami co najwyżej oburzony. Sam nie stawia się w roli działającego, mającego wpływ na własną sytuację, ale biernego odbiorcy pod opresyjną władzą zdemoralizowanego innego. Przywołajmy jeszcze raz Żiżka:
[...] Co jednak jest złego w skardze tych, którzy naprawdę są pokrzywdzeni? Ich błąd polega na tym, że zamiast podważyć pozycję Innego, nadal zwracają się do niego: przekładając swe żądania na kategorie legalistycznej skargi, utwierdzając Innego w jego pozycji przez sam gest ataku na niego [Żiżek 2001, 248–249].
Jest jeden ciekawy wyjątek od tej reguły – a mianowicie premier Tusk3. Ponieważ premier ma dość wysokie poparcie, jego krytyka może nie spełniać podstawowego warunku oczywistości prawdy.
Dlatego premier jest ukazywany w opozycji do innych polityków, np. „Premier nie dziaduje, a Sikorski owszem”, w którym podtytuł mówi o tym, że Donald Tusk nie unika kar za nieobecności w Sejmie (oddal 7000 złotych), natomiast szef MSZ nie da sobie potrącić ani grosza z diety (połasił się na 90 złotych). Gazeta usprawiedliwia swojego premiera – że ze względu na obowiązki premiera pojawia się w Sejmie sporadycznie. Sikorski, który się usprawiedliwia, że wykonywał obowiązki służbowe, więc nie powinno mu się potrącać z diety, jest piętnowany. Dlaczego? Bo jest bogaty i nie płaci. Bo jest łasy. Bo jest dusigroszem itd. – nie ma zatem klasy.
Tusk przedstawiany jest w pozytywnym świetle jako zwykły człowiek, który żyje tak jak inni, zwyczajni ludzie: Stoi w kolejce do kasy w supermarkecie: „Szef rządu nie marudził, tylko dzielnie towarzyszył swoim kobietom w kolejce”. W innym artykule „Premier dostał zapalenia płuc, żona wzmacnia go miodem”. Na zdjęciu widzimy premiera, jak pije coś z kubka i spożywa kanapkę. Dowiadujemy się, że choć ma gorączkę i bierze antybiotyki, nie zgodził się iść do szpitala z poczucia obowiązku.
Te przykłady wyjątków pokazują tylko, jak silny jest ów podział na opresywne elity pławiące się w luksusie i zwykłych ludzi. Scalić te grupy może tylko wróg zewnętrzny. Wówczas minister staje się na powrót naszym reprezentantem – jak w artykule: „Rząd walczy o to, by Polska nie musiała dopłacać bogatym krajom”. W artykule tym „nasza reprezentacja” powinna się prezentować „na bogato”, toteż tabloid nie omieszkał wytknąć ministrowi Rostowskiemu wytartych spodni: „Czy to nowa moda, czy polityczna demonstracja? Minister finansów Jacek Rostwowski (53 l.) poleciał do Brukseli w przetartych na kolanach spodniach. Czyżby chciał w ten sposób pokazać, że Polski nie stać na płacenie ekologicznego haraczu, czy też po prostu założył swoje najbardziej ekologiczne sztruksy”. Tak więc podział na dobrego i złego, akceptowalność luksusu i jego przeciwieństwa wynika z narracji, w którą wpisani są bohaterowie, i z pozycji, na której są umieszczani, i wobec kogo stają się antagonistami.
Jeśli bohater – zwykły człowiek – jest zaangażowany w walkę o przeżycie z urzędami, może albo polec, albo poddać się pod opiekę tabloidu, który od czasu do czasu informuje o swoich tryumfach wobec władzy. Na jakim obszarze zatem zwykły człowiek może być bohaterem? To oczywiście obszar rodziny. To w jej obrębie toczy się prawdziwe życie i zwykły człowiek może być podziwiany – a zwłaszcza celebryta jako model zachowania dla zwykłego człowieka. Tytuły tabloidowe brzmią więc następująco (podtytuł kursywą):
-
Pielęgnuje żonę. Pan Piotr Rubik to dobry i czuły mąż.
-
Karmi piersią cudze dziecko. Aktorka Salma Hayek (lead głosi: Jak się okazało seksowny biust Salmy Hayek (42 l.) jest nie tylko od parady. Gwiazda Hollywood potrafi bowiem wykorzystać swoje wdzięki w bardzo słusznej sprawie. Podczas charytatywnej wizyty w Sierra Leone, nie zważając na innych ludzi, własną piersią nakarmiła głodnego afrykańskiego chłopca).
-
Przy dziecku wszystko robi sama. Dorota Wysocka-Schnepf
-
Teraz zajmę się rodziną. Odchodzę z superniani. Zrezygnowała z programu w TVN, bo nie chce spędzać kolejnych lat w hotelach.
-
Okradłem grób, by nakarmić dzieci.
-
Leczy mamę w Ameryce. Zbigniew (Ziobro 38 l.) zabrał mamę do najlepszej kliniki na świecie.
-
Uratował swoje dzieci z pożaru. Znany dziennikarz Krzysztof Ziemiec (41 l.).
-
Nie ma jak u mamy. Radosny i wyluzowany. Gdy Lech Kaczyński odwiedza rodzinny dom, zmienia się nie do poznania.
-
Nie pracuje, bo jest mamą. Martyna Wojciechowska (34 l.) wreszcie ma wolne.
-
Dziadek Tusk odwiedził wnuczka w szpitalu.
To rodzina jest szczęściem. Poza rodzinnymi pieleszami, czy też działkowym długoweekendowym grillem, życie staje się niebezpieczne i pełne niepewności. Złe czai się poza domem – materialnym i symbolicznym, jakim jest państwo. Poza domem jest więc ulica i miasto pełne niebezpieczeństw, poza granicami Polski są zaś sąsiedzi, którzy są dziwaczni, reprezentują antywartości bądź są po prostu niemoralni (np. „Niemieckie pornogrubasy opanowali polskie plaże”).
Inne wymiary bohaterstwa – poza rodziną – to pomoc innym ludziom, zwłaszcza uratowanie im życia („Diablo uratował samobójcę”, „Uratował 5 osób. Bogdan Stanisławczyk kilka dni temu ocalił tonących w przeręblu chłopców. Wcześniej też ratował życie. Sąsiada wyniósł z płonącej stodoły”) bądź inne przejawy solidarności („Pomogliśmy choremu chłopcu. Czytelnicy i reporterzy Faktu oddają krew, by ratować chorego na białaczkę Ramiresa”) oraz własnoręczna obrona przed bandytyzmem („Dzielna sklepowa z Grochowa dogoniła bandytę”).
4 wymiary tożsamości Normalnego Człowieka
Wartość „normalności” konstytuującej się w strukturze opozycji i aktualizujących ją narracji tabloidowych można więc – podsumowując – określić w kilku wymiarach.
-
SCENA (jawność) – KULISY
To, co intencjonalnie ukrywane, zatajane przed ludźmi, jest tym samym autentyczne i szczere, dlatego tabloidy mogą – skupiając się przede wszystkim na takich faktach – przekonywać odbiorcę, że jedynie one mówią prawdę, wydobywając ją z ukrycia.
2. DEMOKRACJA (równość) – FEUDALIZM
Wyśmiewanie „władzy” pokazuje, że nie jest ona reprezentacją, ale właśnie władzą, na której trzeba się w karnawałowy sposób odkuć. Grupa zawodowa, jaką są politycy czy urzędnicy, zamienia się w klasę społeczną.
3. MORALNOŚĆ (uczciwość) – CYNIZM
Jeśli ktoś jest taki tak my, zwykli ludzie, jest uczciwy. Jeśli się wywyższa w sferze materialnej, to nas poniża. Jak może wywyższać się za nasze pieniądze, kiedy nam jest źle? Decyzja mająca ujemny wpływ na portfel zwykłego człowieka jest określana jako kradzież: „Posłowie kradną nasze pieniądze ·Zobacz, ile chce ukraść ci rząd, Zobacz, co ukradną ci urzędasy”.
-
PORZĄDEK PUBLICZNY (poświęcenie) – EGOIZM
Przekonanie, iż każdy człowiek ma przynajmniej dwie twarze: ta skrywana jest prawdziwa. My, zwykli ludzie, nie mamy nic do ukrycia – a władza ma. Dlatego oczywistością staje się prawda, że „Wielki świat to szambo”.
Aby pokazać dynamikę działania tych wymiarów, można je przedstawić w formie kwadratu semiotycznego Greimasa:
Rys. 1. Wymiary tożsamości Normalnego Człowieka
W tak zorganizowanym układzie semiotycznym toczyła się kampania wyborcza partii narodowych i liberalnych. Np. w jednej z kampanijnych debat Donald Tusk jako zwykły człowiek pytał: „Ile kosztują jabłka i kurczaki”, chcąc zepchnąć niewiedzącego takich rzeczy premiera Kaczyńskiego w narożnik polityka egoisty, a więc „nie jednego z nas, zwykłych ludzi”. Było to działanie na osi demokracja vs. feudalizm, w którym władca jest odgraniczony od ludzi i ich problemów.
Z kolei Jarosław Kaczyński, mówiąc, że czas skończyć z przywilejami, jako polityk w służbie ludu na przeciwnej pozycji umieszczał nieuczciwych bogaczy i konstruował tzw. układ („Uczciwi nie mają się czego bać”), w którym demaskował PO jako sprzyjającą nieuczciwym bogaczom, którzy na scenie robią jedno, a za kulisami drugie (w to wpisywała się sławna multimedialna konferencja prasowa Engelkinga dotycząca przecieku w aferze gruntowej). W wymiarze „porządek publiczny vs porządek prywatny” PiS, występując z pozycji moralności, potępiał cynizm PO i parodiował jej hasło twierdząc, że będzie się żyło lepiej, ale kolegom.
Podsumowanie
Język tabloidów przede wszystkim ma tworzyć „naszość”, wytwarzać odpowiednie podziały społeczne. Podziały te zdają się .zachodzić na poziomie klasy społecznej (bogaci - biedni, mający władzę i jej pozbawieni) – z którego to przeciwstawienia wynikają w narracji wszelkie cechy protagonistów i antagonistów: skrytość oraz jawność, wywyższanie się i solidarność, moralność i cynizm, poświęcenie i egoizm, co wiąże się z odpowiednim słownictwem.
Schematy tych narracji podobnie przekładają się na sferę międzynarodową, na której Polska jest naszym bezpiecznym domem, a na zewnątrz niego panuje niepewność, brak wartości i czyhają cynicy. Wspólnota tworzona przez tabloid jest atomizująca społecznie, a jednocześnie wydatnie podnosi samopoczucie czytelnika w jego orbis interior kosztem spadku zaufania wobec świata zewnętrznego. Jest to język oburzenia i nieufności – ale jednocześnie owo oburzenie bez przerwy podkreśla normy i normalność: chwali to, co jest z nią zgodne, potępia to, co niezgodne. A ponieważ żyjemy w globalnej wiosce – jest to zinstytucjonalizowany język plotki globalnej.
Literatura
Krzyżanowski J., 1980, „Ulotki kramarskie”. Szkice folklorystyczne, t. II. W kręgu pieśni. W krainie baśni, Kraków.
Nijakowska J., 2009, W sidłach sensacji. Kulturowe źródła tabloidyzacji przekazów medialnych, tekst wygłoszony na konferencji Język i kultura tabloidów, 29–30 czerwca, Wrocław.
Żiżek S., 2001, Przekleństwo fantazji, Wrocław.
Przypisy
1 Fragment dotyczący źródeł moralności został wygłoszony przeze mnie na konferencji Języku i kultura tabloidów z cyklu Oblicza Komunikacji we Wrocławiu w 2009 roku.
2 http://www.tnn.pl/Pie%C5%9Bni_dziadowskie,1754.html.
3 W styczniu 2008 roku w badaniach CBOS-u 67% ankietowanych było zadowolonych z tego, że rządem kieruje Donald Tusk. W kwietniu 2008 roku wg TNS OBOP było to ponad 62%, a w maju Tusk zanotował rekordowy wówczas spadek – i tak utrzymując się na bardzo wysokim poziomie: ponad połowa ankietowanych, czyli 55%, chwaliła sposób, w jaki Donald Tusk wypełnia obowiązki premiera. Prawie jedna trzecia – 32% – szefa rządu krytykowała.