Bożena Witosz
Katowice
Naukowy język polski wobec metodologii ponowoczesnej
Przystając na posługiwanie się kategorią pojęciową zawartą w tytule (myślę tu oczywiście o nazwie „metodologia ponowoczesna”), jestem winna czytelnikom krótkie choćby wyjaśnienie. Ponowoczesność rozumieć będę zatem najogólniej, zgodnie z często prezentowanym stanowiskiem, jako kwestionowanie tradycji nowoczesności, uobecniane we współczesnej nam kulturze w różny sposób i z różnym natężeniem. Na tym zgoła nieprecyzyjnym i, przewiduję, nie w pełni satysfakcjonującym wyjaśnieniu muszę poprzestać z konkretnych powodów. Nie chcąc już na wstępie otwierać przysłowiowej puszki Pandory z niegasnącymi, wielogłosowymi i niezwykle emocjonalnymi metodologicznymi sporami dotyczącymi oceny nowoczesności, proponuję w to miejsce – jako punkt wyjścia – przyjęcie założenia, że uczynienie z nowoczesności negatywnego punktu odniesienia, czy tego chcemy czy też nie, zainicjowało zmiany w obszarze metarefleksji, a krystalizowanie się nowej świadomości teoretycznej złożyło się na zarys konstrukcji nowego paradygmatu naukowego. W dzisiejszej nauce ponowoczesny styl myślenia przybiera w kontekście poszczególnych dyscyplin swoiste i bardziej lub mniej wyraźne kształty. Metodologia ponowoczesna jest bowiem ze swej natury niejednorodna, wieloparadygmatowa, obejmuje kilka porządków teoretycznych, by wymienić najbardziej wpływowe, takie jak: poststrukturalizm, dekonstrukcjonizm, neopragmatyzm, kulturalizm, kognitywizm czy wreszcie najczęściej kojarzony, często wręcz utożsamiany z ponowoczesnością, postmodernizm. Każdy z tych nurtów wybierał w początkowej fazie najodpowiedniejsze podglebie dla swych idei. Każdy z nich również w późniejszych okresach rozwojowych poszerzał pole oddziaływań, a przekraczaniu granic towarzyszyło zacieranie odrębności, w wyniku czego dziś wymienione terminy wydają się amorficzne. Nie bez powodu zwraca się uwagę na szczególną heterogeniczność przedmiotowo pojęciową ponowoczesnej metodologii, za którą – w jakimś przynajmniej stopniu – odpowiedzialny jest jej transdyscyplinarny charakter [por. Nycz 1997, 8].
Zręby ponowoczesnej refleksji zrodziły się w zachodnich ośrodkach myśli intelektualnej. Do Polski „nowe myślenie” trafiło stosunkowo późno (połowa lat 80.) i mimo odczuwanego intensywnie pod koniec XX wieku „kryzysu nauki” było przyjmowane częściej z nieufnością bądź ostrożnością niż z entuzjazmem. Generalizując, można przyjąć, że metodologia ponowoczesna, afirmując fragment w miejsce zanegowanej całości, sama została przyswojona w sposób fragmentaryczny i niejednokrotnie powierzchowny. Jest więc „różnie obecna” w poszczególnych dyscyplinach współczesnej nauki polskiej, z pewnością najwyraźniej kształtuje dyskurs humanistyki i nauk społecznych.
Choć moja uwaga będzie skoncentrowana na tym, w jaki sposób cechy nowego stylu myślenia, dotyczącego uprawiania działalności naukowej, odciskają się w jej warstwie językowej, a nie na analizie stanu badawczej metarefleksji, to jednak i w tak obranej perspektywie nie sposób uciec od choćby pobieżnego zreferowania, a właściwie jedynie zaakcentowania, głównych jego założeń.
Metodologia ponowoczesna ostrze krytyki zwróciła przeciw ideałowi nauki nowożytnej, który wyróżniało epistemologiczne przekonanie o uniezależnieniu poznania naukowego od wszelkich czynników zewnętrznych. W pełni autonomiczne badania naukowe służyć miały poznaniu prawdy, a dotarcie do niej gwarantował wynikający z owej autonomii obiektywizm. Zakładano, że wyniki tak ukierunkowanych działań będą miały charakter uniwersalny. Usytuowani we współczesnej nam kulturze, wyposażeni w ukształtowaną przez nią świadomość metodologiczną obserwatorzy rozwoju dyskursu naukowego mogą śmiało twierdzić, że „podmiot poznający wyposażony został […] przez filozofów nowożytnych w niektóre przynajmniej atrybuty boskie” [Amsterdamski 1991, 153; zob. też Ulicka 2006, 11].
Uznanie, iż stwierdzenia o pełnej autonomii i obiektywności badań naukowych należą do sfery myślenia mitologicznego, było zademonstrowaniem potrzeby jawnego wyartykułowania przeświadczeń (tak czy inaczej wcześniej uświadamianych)1 o kulturowym i historycznym zdeterminowaniu wiedzy, a co za tym idzie, uznania, że i kryteria racjonalności mają charakter relatywny i historycznie zmienny. Wystąpienie przeciw scjentyzmowi (a zatem przeciw racjonalizmowi, obiektywizmowi, systemowości, uniwersalizmowi) nie oznaczało oczywiście, że paradygmat postmodernistyczny opowiada się za ideałem wiedzy irracjonalnej, anarchicznej i świadomie rezygnującej z postulatu wolności prowadzenia badań naukowych. Wykazując, że „wszystkie reguły posiadają właściwe im ograniczenia i nie istnieje żadna ogólnie obowiązująca ”, nie argumentowano wszakże, że w działaniach naukowych powinno się „odrzucić wszelkie reguły i standardy”2. Nauka ponowoczesna jawi się więc jako świat wielu równouprawnionych teorii o mniejszym lub większym zasięgu, a nie, jak to było wcześniej, hegemonii jednej „wielkiej narracji”. Wolność i pluralizm nie oznaczają wszak dowolności3, a głównie wielość propozycji badawczych, poszukiwanie alternatywnych sposobów rozwiązywania problemów.
Nowa metodologia „ukontekstowiła” naukę, traktując ją jako jeden z dyskursów kultury, w którym ścierają się, rzecz jasna, różne społeczne interesy. W jej świetle działalność naukowa jest zawsze w jakimś stopniu uzależniona od sytuacji społeczno historycznej, preferencji politycznych, od potrzeb rynku, instytucji finansujących badania (i tym podobnych zewnętrznych czynników). Powiązanie wiedzy z działaniem podmiotów uprawiających naukę i wpisanie działalności naukowej w system społecznych interakcji i zależności (od władzy, autorytetu) powodują, że dziś pozycja nauki w społeczeństwie nie jest już jednoznaczna (nie jest waloryzowana wyłącznie pozytywnie) i stała (nie zawsze zajmuje najwyższą pozycję w społecznej hierarchii dyskursów). Diagnozując obserwowaną w czasach ponowoczesnych erozję zaufania w nauce i do nauki, Piotr Sztompka upatruje przyczyn tego stanu między innymi w fiskalizacji, prywatyzacji, komercjalizacji, biurokratyzacji nauki, a także w zjawisku przenikania idei i osób między środowiskiem uczonych a innymi wspólnotami dyskursywnymi, zwłaszcza z kręgu polityki, biznesu i mediów [por. Sztompka 2007, 361–376; Piętkowa 2010, 328]. Można dyskutować, na ile trudne relacje między nauką a władzą, w tym opinią społeczną, z reguły naznaczone jednostronną dominacją tej ostatniej, są rzeczywiście wyróżnikiem nauki ponowoczesnej, a na ile wynika to z faktu, że wcześniej były niedostrzegane bądź tabuizowane. Nie sposób dziś nie zgodzić się z tezą, że nauka nie tylko podlega uwarunkowaniom zewnętrznym, ale i tę zewnętrzną sytuację kształtuje (wystarczy za przykład przywołać choćby osiągnięcia inżynierii genetycznej).
Ponowoczesna koncepcja nauki akcentuje więc jej historyczność, relatywizm, ale i podmiotowość4. Wiedzę tworzą nie bezosobowe wspólnoty uczonych, a zbiorowość poszczególnych jednostek. Odmienny od nowożytnego sposób modelowania kategorii podmiotu poznającego w znacznej mierze zadecydował o specyfice postmodernistycznego naukowego dyskursu. Zmiany na poziomie dyskursu są, w moim przekonaniu, najgłębsze i dalekosiężne, i to one warunkują w dużej mierze zmiany językowe.
Jak już wspomniałam, w nauce nowożytnej kategoria podmiotu była konceptualizowana jako rola idealnego obserwatora odseparowanego od badanego świata, który mógł zajmować pozycję „niezależnego arbitra” i formułować swe wypowiedzi w trybie opisująco analitycznym czy sprawozdawczo uogólniającym. Z perspektywy nowego paradygmatu natomiast opisuje się na różne sposoby interakcję między podmiotem poznającym i przedmiotem poznania, uwzględniając wszelkie kontekstualne uwarunkowania aktu badawczego5. Ponadto, w ponowoczesnym dyskursie podmiot zostaje „ucieleśniony”, wyposażony nie tylko w rozum, ale i w określony system przekonań światopoglądowych, ideologicznych i aksjologicznych, przynależność kulturową oraz instytucjonalną, określoną kompetencję, emocje, płeć. W działalności badawczej kieruje się nie tylko regułami racjonalności, ale i wartościami, dokonuje ocen, a w swych naukowych wyborach podąża w jakimś stopniu śladem osobistych zainteresowań, preferencji, upodobań czy szeroko, także pragmatycznie, pojętych korzyści.
Naukowy obraz badanej rzeczywistości, tak jak to ma miejsce w przypadku innych dyskursów, jest więc zawsze perspektywiczny (kreowany z punktu widzenia danej teorii oraz intelektualnego i kulturowego otoczenia, w jakim ona powstała) i zapośredniczony dodatkowo przez różne „okołopodmiotowe” czynniki, które wcześniej wymieniłam.
Żyjący w pluralistycznym świecie różnych teorii i metod, które z założenia są w równym stopniu uprawomocnione, ponowoczesny podmiot nie może konkurencyjnych projektów poznawczych odrzucać (poddawać testowi falsyfikacji, jak to czynił scjentystyczny racjonalista). Pozostaje mu jedynie przekonywanie innych do swojego punktu widzenia. Zmiany językowe dyskursu naukowego wyznacza więc wektor „od logiki do retoryki”6. Jeśli zżymamy się dziś na retoryzację stylu naukowego7, to warto mieć na uwadze, że ową silną pozycję perswazji i, szerzej, retoryki zrodziła kultura silnie spluralizowana, kultura, w której działają obok siebie różne wspólnoty interpretacyjne8. Zrozumiałe jest również i to, że właśnie w języku teoretycznych rozważań, a więc na poziomie metanauki, najgęściej od chwytów i środków, które czynią z dotychczasowego wzorca języka przeźroczystego, neutralnego, wypowiedź stylistycznie nacechowaną, tropiczną. Myślę, że sam fakt zmiany dominanty stylowej nie powinien budzić obaw, wszak język naukowy ewoluuje wraz z rozwojem i przeobrażeniami kultury. Troską jednak napawać powinien kierunek owych zmian. Obserwowane w dzisiejszych tekstach stopniowe, a w niektórych dziedzinach, zwłaszcza myślę tu o filozofii, kulturoznawstwie i literaturoznawstwie, radykalne oddalanie się od wymaganej jeszcze niedawno: jednoznaczności (precyzji), zwięzłości, jasności wywodu i prostoty języka w stronę, którą piszący o języku naukowym określają mianem „ciemnej retoryki” czy wręcz „bełkotu”, musi budzić niepokój i często uzasadniony sprzeciw9. Te ostro wypowiadane negatywne oceny części pisarstwa naukowego nie odnoszą się przecież do samej obecności w nim środków stylowych, zwłaszcza metafory. Metaforyczność jest niezbywalną cechą języka naturalnego, a ten zagościł w teorii nauk humanistycznych za sprawą marginalizacji w ramach ponowoczesnego paradygmatu języka sformalizowanego.
Jeśli jednak mielibyśmy w owej nasilającej się tendencji do tropizacji języka humanistyki, gry znaczeniem i formą słowa, widzieć tylko przejaw innego modelu naukowych rozważań (mówiąc krótko, zwrot od analizy do interpretacji), to wystarczyłoby ten proces po prostu opisać. Idzie jednak o to, by dbałość o efekt perswazyjności i oryginalności tekstu naukowego nie sprowadzała się do porzucenia racjonalności na rzecz retoryki.
Skierowanie uwagi na podmiot dyskursu naukowego i jego społeczno komunikacyjną rolę spowodowało, że zaczęliśmy opisywać styl tekstów naukowych w kategorii subiektywności (właściwie intersubiektywności). Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, czy tendencja do subiektywizacji tekstów naukowych zrodziła się dopiero w kontekście postmodernistycznego modelu poznania, czy odczuwane wcześniej i wypowiadane niejako przy okazji tęsknoty za humanizacją języka naukowego znalazły dopiero w nowej aurze intelektualnej swoje ujście. Przypomnę wypowiedź Aleksandra Wilkonia z lat 80., a więc z okresu niepodważanych jeszcze wpływów strukturalizmu, który, negatywnie oceniając „bezstylowy wzorzec relacji zobiektywizowanej, bogatej w formy nieosobowe, zupełnie niemal pozbawionej elementów subiektywno ekspresywnych”, wskazywał pozytywny przykład, jakim był język dawnej generacji humanistów, blisko związany z językiem literatury, publicystyki i retoryki, a także prozy narracyjnej [Wilkoń 2000, 65, Gajda 1996]. Subiektywizacja współczesnych tekstów naukowych ma jednak różny wymiar i dlatego jest oceniana niejednoznacznie.
Nośny postulat nowego paradygmatu, jakim jest zacieranie granic, ostrych, zwłaszcza dychotomicznych, podziałów sprzyja poszerzaniu przestrzeni poznawczych tradycyjnie wyodrębnianych gałęzi wiedzy, powstawaniu nowych, naznaczonych pluralizmem metodologicznym dyscyplin, wpływa też na reorientację badań: kreowanie zespołów inter- i transdyscyplinarnych. Podmiot poznający nie jest już „niewolnikiem” jednej metody. Doświadcza wielości, może w obranej przez siebie perspektywie scalać różne punkty widzenia. Jest wolny w swych wyborach, ale ponosi za nie odpowiedzialność (określiłabym ją najogólniej jako odpowiedzialność wobec zmiennych historycznie reguł naukowego dyskursu, mając na uwadze i odpowiedzialność etyczną, światopoglądową, ogólnie przyjęte w danej kulturze normy postępowania badawczego, normy przekazywania wiedzy, ramy interpretacyjne, kulturowe normy grzeczności itp.). Przyzwolenie na metodologiczny pluralizm (wielość sposobów oglądu przedmiotu badań) stawia równocześnie przed autorem tekstu trudne zadanie zintegrowania heteronomicznych komponentów w sensowną, dającą się zinterpretować, czyli intersubiektywnie komunikowalną całość. Zapożyczone narzędzia, metody, kategorie pojęciowe ulegają bowiem często w nowym kontekście zniekształceniu, co może prowadzić do kolizji międzydyscyplinowych, ale też komunikacyjnych10. Przytoczę w tym miejscu anegdotę, którą często opowiada Jerzy Bralczyk, a ja zapożyczyłam ją z tekstu Romualdy Piętkowej [Piętkowa 2010]. Profesor Zenon Klemensiewicz mawiał, że jeśli nie rozumie przeczytanego po raz pierwszy teksu, myśli: „głupi jestem”. Po powtórnym przeczytaniu i braku zrozumienia myśli: „albo ja głupi, albo autor”. Gdy po trzecim czytaniu nie rozumie, już wie, że to nie on jest głupi.
Ponowoczesność, wbrew obiegowym opiniom, nakładając na podmiot poznający obowiązek ciągłego poszerzania horyzontów wiedzy i przekraczania granic własnej dyscypliny, nie zwalnia go z obowiązku manifestowania świadomości metodologicznej. Jej wyostrzenie staje się wręcz niezbędne wobec nowych konwencji piśmiennictwa naukowego. Dawną monologowość tekstu naukowego zastępuje dziś dialogiczność: podmiot poprzez tekst rozmawia (dyskutuje, spiera się, szuka potwierdzeń) z innymi autorami, ale także w rozważaniowym trybie wypowiedzi prowadzi dialog z samym sobą i czytelnikiem. Intertekstualia, które są nieodłącznym składnikiem poetyki omawianych wypowiedzi, dziś występują w nich znacznie częściej, obserwujemy też poszerzanie ich zakresu11 i funkcji. Gdy, godząc się na nieuchronne w kontekście ponowoczesności przekraczanie obowiązujących wcześniej standardów piśmiennictwa intelektualnego, ganimy jednak niektóre teksty za metodologiczny eklektyzm, to mamy na myśli nie tyle ich wielogłosowość, co raczej fakt, że autor rezygnuje czy raczej nie potrafi sprostać roli dyrygenta różnobrzmiącego chóru.
Zgoda na epistemologiczną nieostrość obiektu badań, jak i niedookreśloność metodologii, przejawia się na poziomie języka dwiema, w moim przekonaniu, równie negatywnymi tendencjami: swoistym „rozplenieniem” się nazw terminologicznych, jak i ich nadmierną wieloznacznością12. Pojęcia nieostre, porządkowane za pomocą mniej rygorystycznego modelu typologii, to domena szeroko rozumianej humanistyki. Formuła Arystotelesa, wyrażona w jego Etyce Nikomachejskiej: „Co się tyczy opracowania naszego przedmiotu, to wytarczy może, jeśli ono osiągnie ten stopień jasności, na który ów przedmiot pozwala” [Arystoteles 1956, 5], dostatecznie jasno tłumaczy i broni język humanistyki przed zarzutem braku precyzji i ścisłości. Krytyka obecnego stanu dotyczy jednak przede wszystkim niestabilności, okazjonalności znaczeniowej terminów, odczuwanego nadmiaru indywidualnej inwencji w zakresie leksyki specjalistycznej. Uzasadnione, sądzę, obawy budzi obserwowana niejednokrotnie redukcja postawy uczonego do roli prestidigitatora, żonglera słów, manifestującego głównie swą rozbudzoną wyobraźnię i błyskotliwość.
Drugi aspekt subiektywizacji wiąże się z zachwianiem relacji między podmiotem a obiektem badań naukowych. Autor tekstów humanistycznych, przyjmując postawę interpretującą, zaczyna w coraz większym stopniu opisywać samego siebie: własne lektury, refleksje, opinie i odczucia13. Dba o wyrazistość swojego wizerunku, pragnie być rozpoznawalny zarówno we własnym, akademickim środowisku, jak i w przestrzeni społecznej. Odgrywa zatem różne role publiczne (popularyzatora wiedzy, twórcy, polityka, biznesmena). Dba o poszerzanie kręgu swoich odbiorców, zaznacza swą obecność w różnych przestrzeniach medialnych, stosując odpowiednie do nich strategie komunikacyjne i właściwe poszczególnym mediom konwencje zachowań. Ten „ruch na zewnątrz”, jak określił to Zygmunt Bauman [2008, 165–166]14, wydaje się nieunikniony, jeśli nauka chce skutecznie rywalizować z innymi dyskursami w przestrzeni publicznej. Musiał on jednak przyczynić się do rozluźnienia norm stylowych, gatunkowych i kompozycyjnych wypowiedzi naukowych. Zmiany te objąć można pojemnym określeniem hybrydyzacji. Przypomnę w telegraficznym skrócie cechy najczęściej przez badaczy języka naukowego wskazywane:
- na poziomie stylu – zacieranie granic między stylem naukowym, akademickim i popularnonaukowym oraz wpływ na język nauki innych dyskursów kultury, stąd mowa o eseizacji stylu naukowego, gawędowości, potocyzacji, udziwnieniu, nadmiernej retoryzacji15;
- na poziomie konwencji gatunkowych – rozprzestrzenianie się gatunków „zmąconych”16, kariera eseju i przenikanie gatunków spoza tradycyjnie wyodrębnianej sfery wypowiedzi naukowych. Kariera form „zmąconych” spowodowała, że w żargonie akademickim coraz rzadziej używa się rozróżnień gatunkowych, zastępując je bardziej pojemną, choć zgoła nie genologiczną nazwą „tekst”;
- na poziomie kompozycji – rozbicie zamkniętej, trójczłonowej struktury (obejmującej wstęp, rozwinięcie, zakończenie) i zwrot w stronę formy otwartej, zezwalającej na liczne dygresje i luźno związane z treścią wypowiedzi komentarze. Kompozycja niektórych tekstów naukowych zaczyna przypominać poetykę hipertekstu;
- na poziomie leksyki – odejście od wzoru języka sformalizowanego w humanistyce oraz wymogu ścisłości i jasności stylu na rzecz języka tropicznego, gry znaczeniem i formą słowa (wizualizacja pisma); brak precyzji terminologicznej, jasności definicji przy równoczesnym rozrastaniu się żargonu. Leksyka nie służy klarowności wywodu17.
Zmiany, które tu jedynie zasygnalizowałam, nie są, niestety, jedynie przykładem wyrafinowanej gry z konwencją. Oczywiste, że świadomie i w sposób funkcjonalnie uzasadniony, tak by forma (jak?) nie przyćmiła treści (co?), prowadzić grę z konwencją może ten, kto te konwencje wcześniej dobrze opanował. Lektura wielu, niestety, tekstów utwierdza w przekonaniu, że łamanie reguł jest świadectwem ogólnie obniżającej się kultury językowej komunikacji.
Na zakończenie pozwolę sobie na wyrażenie jeszcze jednej, bardziej ogólnej opinii. Występując przeciw relacjom dwubiegunowym, znosząc układy hierarchiczne, postmodernizm zapełnił przestrzeń metodologiczną różnymi teoriami o lokalnym zasięgu. Tym samym, chcąc nie chcąc, zanegował również istnienie centrum, a wraz z nim i peryferii. Odczuwamy dziś powszechnie, że kategorie uznane w nowożytności za wyznaczniki języka naukowego są stopniowalne i relatywne (mam tu na myśli takie kategorie, jak: obiektywność, ścisłość, interpretowalność itp.). Problem w tym, że paradygmat ponowoczesny pozbawił nas jakiegokolwiek pozytywnego punktu odniesienia. Postmodernizm podsuwa nam w miejsce dawnego porządku rozproszenie, które sprzyja nadmiarowi (teorii, idei, myśli, postaw, celów, pojęć, terminów). By ta rozproszona przestrzeń nie stała się śmietnikiem, zbiorowiskiem rzeczy ważnych i banalnych, potrzebnych i nie, jakieś centrum/centra należałoby jednak stworzyć. Wymaga to porozumienia i skupienia środowiska naukowego wokół budowania prototypu dyskursu naukowego, spełniającego wymogi i potrzeby naszych czasów. Dopiero w porównaniu z nim w sposób wiarygodny oceniać będzie można teksty tworzone przez członków tejże wspólnoty.
Literatura
Amsterdamski S., 1991, Nauka, [w:] Encyklopedia kultury polskiej XX w., t. 1, Pojęcia i problemy wiedzy o kulturze, red. A. Kłoskowska, Wrocław.
Arystoteles, 1956, Etyka Nikomachejska, przeł. D. Gromska, Warszawa [cyt. za: A. Pawelec, Znaczenie ucieleśnione. Propozycje kręgu Lakoffa, Kraków 2005, s. 143].
Bauman Z., 2008, Edukacja: wobec, wbrew i na rzecz ponowoczesności, [w:] tegoż, Zindywidualizowane społeczeństwo, przeł. O. i W. Kubańscy, Gdańsk.
Chojecki A., 1997, Mowa mowy. O języku współczesnej humanistyki, Gdańsk.
Feyerabend P., 1996, Przeciw metodzie, Wrocław.
Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuch einer Brücke, red. S.J. Schmidt, Frankfurt am Main.
Geertz C., 1990, O gatunkach zmąconych, przeł. Z. Łapiński, „Teksty Drugie”, nr 2.
Gajda S., 1990, Wprowadzenie do teorii terminu, Opole.
Gajda S., 1996, Kultura języka naukowego, [w:] O zagrożeniach i bogactwie polszczyzny, red. J. Miodek, Wrocław.
Gajda S., 1996b, Styl osobniczy uczonych, [w:] Styl a tekst, red. S. Gajda, M. Balowski, Opole.
Gajda S., 1998, Świętości w nauce, [w:] Człowiek – dzieło – sacrum, red. S. Gajda, Opole.
Gajda S., 1999, Współczesny polski dyskurs naukowy, [w:] Dyskurs naukowy – tradycja i zmiana, red. S. Gajda, Opole.
Gajda S., 2001, Język naukowy, [w:] Język polski, red. S. Gajda, seria „Najnowsze dzieje języków słowiańskich”, Opole.
Jędrzejko E., 2006, Bezdroża i powinowactwa wiedzy w dobie „globalnej ponowoczesności” (Lingwistyka – literatura – literaturoznawstwo), [w:] Literatura i wiedza, red. W. Bolecki, E. Dąbrowska, Warszawa.
Klementewicz T. (red.), 2004, Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki, „Studia Politologiczne”, t. 8.
Madejski J., 2006, Wiedza o literaturze jako źródło cierpień, [w:] Literatura i wiedza, red. W. Bolecki, E. Dąbrowska, Warszawa.
Miodek J., Zaśko-Zielińska M. (red.), 2002, O trudnym łatwo. Materiały sesji poświęconej popularyzacji nauki, Wrocław.
Nycz R., 1997, Przedmowa, [w:] Postmodernizm. Antologia przekładów, wybór i oprac. R. Nycz, Kraków.
Pelc J. (red.), 2000, Język współczesnej humanistyki, Warszawa.
Piętkowa R., 1992, Językowe strategie grzeczności w dyskusji, [w:] Polska etykieta językowa, red. M. Marcjanik, „Język a Kultura”, t. 6, Wrocław.
Piętkowa R., 2001, Paratekst w tekstach naukowych – informacja i/lub reklama, [w:] Stylistyka a pragmatyka, red. B. Witosz, Katowice.
Piętkowa R., 2005, Dyskurs naukowy a retoryka, [w:] Współczesne analizy dyskursu, red. M. Krauz, S. Gajda, Rzeszów.
Piętkowa R., 2006, Zabawy uczonych i gatunki im sprzyjające, [w:] Literatura i wiedza, red. W. Bolecki, E. Dąbrowska, Warszawa.
Piętkowa R., 2006b, Homo doctus versus (?) homo ludens. O ludycznych aspektach uprawiania nauki, [w:] Żonglerzy słowami. Językowy potencjał i manifestacje językowe, red. M. Kita, M. Czempka, Katowice.
Piętkowa R., 2010, Przemiany dyskursu naukowego a style konwersacyjne, [w:] Polskie języki. O językach zawodowych i środowiskowych. Materiały VII Forum Kultury Słowa. Gdańsk 9–11 października 2008 rok, red. M. Milewska Stawiany, E. Rogowska Cybulska, Gdańsk.
Rusinek M., 2003, Między retoryka a retorycznością, Kraków.
Schmidt S.J., 2006, Postmodernizm i radykalny konstruktywizm, przeł. P. Chojnowski, [w:] Konstruktywizm w badaniach literackich. Antologia, red. E. Kuźma, A. Skrendo, J. Madejski, Kraków.
Szahaj A., 2002, Zniewalająca moc kultury, [w:] S. Fish: Interpretacja, retoryka, polityka. Eseje wybrane, red. A. Szahaj, Kraków.
Sztompka P., 2007, Zaufanie. Fundament społeczeństwa, Kraków.
Ulicka D., 2006, O funkcji poznawczej literatury i wiedzy o literaturze (Tezy do przyszłej antropologii literaturoznawstwa), [w:] Literatura i wiedza, red. W. Bolecki, E. Dąbrowska, Warszawa.
Ulicka D., 2007, Ja czytam moje czytanie (o podmiocie wypowiedzi literackiej i literaturoznawczej), [w:] tejże, Literaturoznawcze dyskursy możliwe. Studia z dziejów nowoczesnej teorii literatury w Europie Środkowo Wschodniej, Kraków, s. 383–421.
Welsch W., 1998, Nasza postmodernistyczna moderna, przeł. R. Kubicki, A. Zeidler Janiszewska, Warszawa.
Wilkoń A., 2000, Typologia odmian wspołczesnej polszczyzny, Katowice.
Wojtak M., 1999, Dyskurs asekuracyjny w dyskursie naukowym, [w:] Dyskurs naukowy – tradycja i zmiana, red. S. Gajda, Opole.
Wojtak M., 2001, Paratekst w tekstach naukowych – informacja i/lub reklama, [w:] Stylistyka a pragmatyka, red. B. Witosz, Katowice.
Wojtak M., 2005, Dyskurs naukowy a retoryka, [w:] Współczesne analizy dyskursu, red. M. Krauz, S. Gajda, Rzeszów.
Zepetnek S.T. de, 2006, Nowa Literatura Porównawcza jako teoria i metoda, przeł. A. Zawiszewska, A. Skrendo [w:] Konstruktywizm w badaniach literackich. Antologia, red. E. Kuźma, A. Skrendo, J. Madejski, Kraków.
Przypisy
1 Stanowisko, iż nowe teorie poznania nie są „postmodernistycznym bzikiem”, lecz raczej „dys-kontynuacją”, mocno akcentuje Danuta Ulicka, przypominając, że żadna z wcześniejszych teorii literatury nie była w pełni autonomiczna, zawsze łączyły je związki z innymi naukami i sztukami, zawsze wiedza o literaturze czerpała inspiracje z teoretycznego sąsiedztwa innych dyscyplin, a zapożyczenia wpływały na konceptualizacje przedmiotu badań, który, co oczywiste, nie był dany, a wynajdywany i konstruowany w metajęzykach teorii, dlatego też teorie nie mogły być obiektywne w stosunku do obiektu badań, a język opisu nie mógł być neutralny [Ulicka 2006, 28–29].
2Myślę, że warto w tym kontekście przytoczyć tę wypowiedź przedstawiciela anarchizmu epistemologicznego wobec najczęściej przytaczanej zasady pznawczej (anythigs goes), często w dyskusjach nadinterpretowanej [Feyerabend 1996, 233].
3Odsyłam do następujących pozycji: Welsch 1998, 60; Schmidt 2006.
4 Problem podmiotu jest różnie, czasem skrajnie odmiennie, rozwijany w poszczególnych nurtach teoretycznych ponowoczesności. Ze względu na złożoność kwestii podmiotowości nie będę tu tej problematyki rozwijać.
5 Wydaje się, że najsilniej rolę podmiotu w procesie poznania i nabywania wiedzy akcentują konstruktywizm i kognitywizm. Por.: „To, co da się obserwować, jakiś czyn-twór [Tat-Sache], podlega obserwacji z określonego punktu w czasie i przestrzeni. Krótko: całe wykształcenie pojęciowe wyklucza istnienie czystych czyno tworów, gdyż w pełni zależą one od aktywności podmiotu, tym bardziej, że podmiot musi zmieniać fenomeny, aby je przyswoić” [Foerster 1993, 290, cyt. za: Schmidt 2006, 301].
6 Nawiązuję do tytułu Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki [Klementewicz 2004].
7 Szerzej o strategiach retorycznych w dyskursie naukowym piszą m.in.: Gajda 1999, Wojtak 1992, Piętkowa 1992, 2001, 2005, Rusinek 2003, Chojecki 1997. Stanisław Gajda, wybitny badacz stylu naukowego, często negatywnie ocenia manierę retoryczną w tekstach utrzymanych w konwencji postmodernistycznej, nie stroni od określeń zawierających jawne oceny negatywne: „zła manipulacyjna retoryka”, „kicz retoryczny”. Por. Gajda 2001.
8 Podkreśla to A. Szahaj [2002, 26].
9 Dlatego etyka i kultura słowa w dyskursie naukowym należą dziś do częściej podejmowanych problemów przez stylistyków i badaczy dyskursu. Por. m.in.: Gajda 1996, 1998, Piętkowa 1992.
10Zwraca na to uwagę m.in. E. Jędrzejko [2006, 47].
11 Znakiem naszych czasów jest m.in. autobiograficzny i ludyczny aspekt nawiązań intertekstowych. Por. m.in.: Ulicka 2007, 383–421, Madejski 2006, Piętkowa 2006, 2006b.
12 Szerzej m.in. w Gajda 1990, 2001, 302.
13 Jeszcze raz odsyłam do niezwykle interesującego i inspirującego studium Danuty Ulickiej, Ja czytam moje czytanie… [Ulicka 2007].
14 Wiele interesujących artykułów na temat popularyzacji wiedzy naukowej w dzisiejszej kulturze zawiera tom O trudnym łatwo. Materiały sesji poświęconej popularyzacji nauki, pod red. J. Miodek i M. Zaśko-Zielińskiej [Miodek, Zaśko-Zielińska 2002].
15 Podobne tendencje widoczne są w humanistyce europejskiej i amerykańskiej. W tamtych kręgach kulturowych także z niepokojem wypowiada się na temat uprzywilejowania „intuicji” w podejściu badawczym, metaforycznej narracji i eseistycznego opisu, dysonansu między uprawianiem „wysokiej” nauki i jej popularyzacją. Co ciekawe, niektórzy upatrują przyczyn tego stanu w nadmiernej indywidualizacji badań, w niechęci do inter- i multidyscyplinarności. Por. Zepetnek 2006, 359.
16 Używam określenia, które przyjęło się w polskojęzycznych pracach genologicznych za sprawą lektury opracowania C. Geertza, O gatunkach zmąconych [Geertz 1990].
17 Na te aspekty od lat zwraca uwagę S. Gajda (odsyłam do prac, które już wcześniej wymieniłam). Por. też Pelc 2000, Chojecki 1997.