22 listopada 2009 r. już po raz czternasty odbyło się Ogólnopolskie Dyktando. Narodowa klasówka, od 22 lat organizowana w Katowicach, tym razem przyciągnęła do Górnośląskiego Centrum Kultury prawie 1 300 osób. Nowością była możliwość napisania dyktanda za pomocą komunikatora Gadu-Gadu, z czego skorzystało około 14 tysięcy internautów.
Punktualnie o godz. 11.00, równocześnie z transmisją w Telewizji Polskiej, rozpoczął się ortograficzny sprawdzian Polaków. Inauguracji dokonała jego pomysłodawczyni Krystyna Bochenek (obecnie przewodnicząca Komisji Języka w Mediach Rady Języka Polskiego oraz wicemarszałek Senatu). Wśród zgromadzonych znaleźli się goście specjalni – dziennikarze TVP oraz prezydenci dziewięciu miast powiatowych, którzy odpowiedzieli na zaproszenie wystosowane przez RJP.
Nagrodę za najlepiej napisane dyktando wśród prezydentów − grafikę autorstwa Andrzeja Pągowskiego przedstawiającą klucz do ortografii oraz słownik ortograficzny – otrzymał Paweł Silbert z Jaworzna. „Bezbłędny Prezydent” przyznał, że żadne z dotychczasowych odznaczeń, które zdobył w swojej karierze, nie przyniosło mu takiej satysfakcji, jak to wyróżnienie.
Trzyosobowe jury, w składzie – prof. Walery Pisarek (przewodniczący), prof. Edward Polański oraz prof. Jerzy Podracki, czuwało nad właściwym przebiegiem dyktanda, a po dokładnym przeanalizowaniu najlepszych prac wybrało zwycięzców. Tegoroczne Ogólnopolskie Dyktando wygrał Jan Chwalewski, 52-letni technik elektronik z Pabianic. Był jedynym uczestnikiem, który nie popełnił ani jednego błędu, za co został nagrodzony tytułem Mistrza Polskiej Ortografii oraz 30 tys. złotych. Drugie miejsce, tytuł I Wicemistrza i 15 tys. zł zdobył Aleksander Meresiński z Kielc. Trzecia nagroda i tytuł II Wicemistrza, warte 5 tys. zł, przypadły w udziale Michałowi Gniazdowskiemu z Warszawy.
A oto tekst dyktanda (autorstwa prof. Andrzeja Markowskiego i prof. Jerzego Bralczyka), z którym mieli przyjemność zmagać się tegoroczni śmiałkowie:
− Hej, hop, panie lelum polelum, rusz no że się!
− Ejżeż ty, zażywny huncwocie przechero, czegóż to sobie winszujesz?
− Chcę li tylko, byśmy jakowąś sztukę dell’arte odegrali.
− Kiedym nieruchawy w tym niby-pancerzu…
− Złóż otóż kontusz tuż obok, bo przyprószony on gdzieniegdzie z rzadka ciemnooliwkowymi cętkami, i włóżże te czerwono pręgowane wzdłuż antycellulitisowe legginsy z lycry.
− Oj, to raczej za pewne przyjąć by trzeba, że hajdamackie hajdawery byłyby lepsze…
− Lecz skądże ten miszmasz w twej ekstraeleganckiej zazwyczaj postaci?
− Bom poniekąd zamierzył odchudzić się co nieco. Zarzuciłem fondue z mozzarelli i gorgonzoli, oryginalne sushi, purée z ratatui, a zwłaszcza kogel-mogel i rachatłukum – i nic. Nie pomogła niskokaloryczna dieta ekspres ani inne hocki-klocki.
− Boś zapewne pił co dzień półtrzecia kieliszka cabernet, a może nawet półczwartej szklaneczki beaujolais?
− Alem nie do syta jadł i pijał…
− Lecz cud-dieta nie pomoże, jeśli się nie ochędożysz…
− Potrzebneż mi to ochędóstwo?
− Ani chybi, panie bracie. Zmień menu i strój, zastosuj feng shui, a poprawisz image swój!