Piąta doroczna statutowa konferencja Europejskiej Federacji Narodowych Instytucji na rzecz Języka (EFNIL), która się odbywała w Rydze w dniach 11-13 listopada 2007 r., ściągnęła nieco więcej uczestników niż ubiegłoroczna. Łącznie z gospodarzami i zaproszonymi gośćmi na liście uczestników znalazło się 57 osób z 26 krajów. Choć liczba krajów była tylko o jeden kraj mniejsza niż liczba członków Unii Europejskiej, dwa kraje członkowskie nie były na konferencji reprezentowane. Nie było – zapewne z różnych powodów – Cypru i Bułgarii, natomiast obecni byli delegaci z Norwegii (a więc kraju nie będącego członkiem Unii) jako przedstawiciele instytucji stowarzyszonych (associate members).
Konferencja – podobnie jak poprzednie – składała się z dwóch części: naukowej i organizacyjnej, czyli zgromadzenia ogólnego Federacji. Temat części naukowej wybrany został przez Komitet Wykonawczy spośród propozycji wysuwanych w trakcie dyskusji podczas ubiegłorocznej konferencji w Madrycie: „Europejskie i krajowe polityki językowe” („European and National Language Policies”).
Gospodarzami konferencji były dwie instytucje łotewskie będące członkami EFNIL-u: kierowana przez prof. Andrejsa Veisbergsa Komisja Języka Państwowego przy prezydencie republiki i kierowana przez prof. Janisa Valdmanisa Agencja Języka Państwowego Ministerstwa Edukacji i Nauki. Obie te instytucje powołane zostały do życia dopiero po roku 2001. Oprócz nich narzędziami polityki językowej państwa rozumianej jako „część polityki, która ma zapewniać rozwój, standaryzację i upowszechnianie języka łotewskiego jako języka państwowego” są Ośrodek Języka Państwowego przy Ministerstwie Sprawiedliwości i Komisja Terminologiczna Łotewskiej Akademii Nauk.
Obrady konferencyjne toczyły się w reprezentacyjnym zabytkowym domu Bractwa Czarnogłowych, będącym ryskim odpowiednikiem naszego gdańskiego Dworu Artusa. W głównej sali obrad wśród obrazów dawnych władców ziem tworzących współczesną Łotwę rzuca się w oczy wielki portret Stefana Batorego. W imieniu organizatorów powitała uczestników konferencji prof. Ina Druviete, członek łotewskiej Komisji Języka Państwowego i wiceprzewodnicząca EFNIL-u, a po niej z kolejnymi powitalno-inauguracyjnymi wypowiedziami wystąpili: prof. Gerhard Stickel, przewodniczący EFNIL-u, Valdis Zatlers, prezydent Łotwy, Johan Häggman, przedstawiciel unijnego komisarza ds. wielojęzykowości (od stycznia 2007 r. jest nim Rumun Leonard Orban), i prof. Janis Valdmanis, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego konferencji. Wypada tu podkreślić, że po raz pierwszy w pięcioletniej historii EFNIL-u jego konferencję zaszczyciła swoją obecnością i wystąpieniem głowa państwa (we Francji, Belgii i Hiszpanii najwyższym przedstawicielem władz kraju goszczącego konferencję był minister kultury). Po raz pierwszy też w inauguracji konferencji uczestniczyli przedstawiciele ambasad krajów członkowskich UE, a wśród nich przedstawiciel ambasady RP.
Z tych inauguracyjnych wystąpień merytorycznie najważniejsza była wypowiedź Johana Häggmana, reprezentującego Komisję Europejską. Z jego wypowiedzi wynikało, że w zasadzie polityka językowa należy do krajów członkowskich, ale to nie znaczy, by Unia nie miała wspólnej polityki w tej dziedzinie. Skoro zaś przyjęto zasadę wielojęzykowości („multilingualizmu”), Unia promuje i będzie promować wszystko to, co tej zasadzie służy, a więc będzie wspierać regionalne i mniejszościowe języki, dialog międzykulturowy, nauczanie języków, nowe technologie dydaktyczne i przekładowe; wielojęzykowość przyczynia się do rozwoju gospodarki, tworzy miejsca pracy, zwiększa mobilność pracowników, sprzyja eksportowi i w ogóle wymianie handlowej. W opinii Unii rośnie zapotrzebowanie na inne języki niż angielski. Komisarz L. Orban widzi w EFNIL-u cenne narzędzie w promowaniu wielojęzykowości europejskiej i dostarczaniu ekspertyz w dziedzinie zmian i perspektyw krajobrazu językowego w Europie.
Naukową część konferencji otworzył referat Ulricha Ammona, socjolingwisty z uniwersytetu Duisburg-Essen, „O dylematach polityki językowej Unii Europejskiej”. Zdaniem Ammona Unia nie ma wyraźnej polityki językowej. Nie brak głosów, że integracja europejska nie da się pogodzić z różnorodnością językową. Na obszarze obecnie objętym przez UE występuje 10 języków kontaktowych (angielski, francuski, niemiecki, hiszpański, włoski, rosyjski, niderlandzki, polski, portugalski i szwedzki), 23 języki oficjalne, ponad siedemdziesiąt różnych autochtonicznych i setki allochtonicznych. Intensyfikacja kontaktów sprzyja ekspansji jednego języka (angielskiego) i wywiera negatywny wpływ najpierw na inne języki kontaktowe, a następnie na wszystkie pozostałe. Polityka stoi przed dylematem: czy język ojczysty + angielski + inny obcy, czy też raczej język ojczysty + dowolne dwa języki obce. W szczególnej sytuacji znajdują się osoby, których językiem ojczystym jest język mniejszościowy, wtedy ich drugim językiem obcym jest język oficjalny kraju ich zamieszkania; jeśli zaś jest to kraj o dwóch lub trzech językach oficjalnych, jak Belgia czy Luksemburg, spełnienie warunku „1 + 2” dokonuje się w granicach jednego kraju. Wskutek tego okazuje się, że różnorodność języków w skali jednego kraju ma zły wpływ na znajomość języków rzeczywiście obcych. A przecież Europejczycy nie mogą ograniczać swoich kontaktów do Europy; a do kontaktowania się z krajami pozaeuropejskimi potrzebna jest znajomość chińskiego, japońskiego, arabskiego, hindi, koreańskiego, indonezyjskiego, suahili. Mając to na uwadze, szkoły w wielu krajach od września 2007 r. uzyskały większą swobodę w decydowaniu, jakich języków uczyć. Zrywa się z zasadą pierwszeństwa nauczania oficjalnych języków europejskich, a angielskiego w szczególności. Główny dylemat polityki językowej w Unii to wybór między prymatem funkcji kulturalno-tożsamościowej i komunikacyjnej (która obecnie jest zdaniem prof. Ammona niedoceniana).
Jako wprowadzenie do opisów polityki językowej w poszczególnych wybranych krajach posłużył referat prof. Marta Rannuta z Estonii „Polityki językowe w Europie: typy i zagrożenia”. Władze państwowe stosują różne formy celowego ograniczania języka x na rzecz języka y: zamyka się szkoły z językiem x, a otwiera z językiem y; przestrzega się, że po ukończeniu szkoły z językiem x trudniej sprostać wymaganiom szkoły wyższej; zmienia się programy nauczania, ustala, że umiejętność czytania liczy się tylko w języku y; nauczanie języka x jako fakultatywnego, lekcje języka x umieszcza się na ostatnie godziny; dokształcaniem obejmuje się tylko nauczycieli języka y; zapożyczenia z języka y traktuje się jako oznaki cywilizacji, w tym samym kierunku ustawia się politykę nazewnictwa osobowego i geograficznego; jeżeli język x ma inny alfabet niż y, to się go zmienia; przekłady dopuszcza się tylko z języka y na x, a nie odwrotnie. Subwencje na HLT (Human Language Technology) możliwe są tylko dla języka y. Administracja ma używać oprogramowania komputerowego tylko w języku y. Popiera się osiedlanie mówiących językiem y na terenach języka x, redukując tam stopniowo udział mówiących językiem x. Popiera się małżeństwa mieszane. Towary w języku y są tańsze niż w języku x itd. Jeśli te środki nie wystarczają, stosuje się masowe aresztowania, deportacje, a nawet ludobójstwo. To ostatnie zdanie nie pozostawia wątpliwości co do tego, że opisując środki polityki językowej mające na celu ograniczenie języka x, miał na myśli politykę radziecką w stosunku do języka estońskiego.
Rannut rozróżnia politykę językową, która musi uwzględniać aktualne praktyki językowe i panujące ideologie językowe (tzn. opinie społeczne o języku i postawy wobec niego), od odpowiedniego planowania językowego i skutecznego zarządzania językiem. Cele polityki językowej (np. pożądane zmiany społeczne, konkurencyjność gospodarki, siły roboczej i produktów), podobnie jak otoczenie językowe, znajdują się poza polityką językową (tzn. wyznaczanie ich dokonuje się poza polityką językową).
Współczesne (ponowoczesne) otoczenie językowe charakteryzuje się wzrostem migracji w skali globalnej, fragmentacji społecznej ze starymi i nowymi mniejszościami, konkurencyjności języków, formalizacji dokumentów, wolności w nowych dziedzinach używania języka (internet, komunikacja komórkowa), rozwiązań HLT oraz instrumentalnej wartości języka. Jednocześnie obserwujemy, jak się zmniejsza znaczenie granic politycznych i ekonomicznych, cech tożsamości narodowych, suwerenności państwowej, różnic między SL (second language) a FL (foreign language), a także roli państwa w regulacji języka.
W dziedzinie planowania językowego wykształciły się w różnych krajach swoiste modele, jak „model ochrony mniejszości etnicznej”, „model językowej ekologii dla ludności tubylczej łatwej do separacji”, „model budowania narodu”, „model upowszechniania języka włącznie z imperializmem językowym” i wreszcie „polityka laissez-faire, w której planowanie ma znaczenie drugorzędne”.
W zamierzeniu autorów programu konferencji referat prof. Rannuta miał stworzyć ramy pojęciowe dla ośmiu referatów przedstawiających politykę językową w ośmiu wybranych krajach. Referenci okazali się niedostatecznie zdyscyplinowani, a w każdym razie chyba mniej niż większość słuchaczy, którzy po wysłuchaniu referatu Rannuta musieli pamiętać jego przegląd form dyskryminacji języka przez niechętne mu władze państwowe czy wspomniane modele polityki językowej.
Serię opisów polityki językowej w wybranych krajach rozpoczął grecki referat pani Vassiliki Dendridou. Po grecku mówi 11 mln mieszkańców Grecji, ok. 10 mln poza Grecją i ok. 650 tys. mieszkańców Cypru. Jak wiadomo, w Grecji ciągle jeszcze daje o sobie znać swoista dwujęzyczność zwana dyglosją, polegająca na współistnieniu odmiany języka nawiązującej do greki klasycznej i potocznej odmiany „ludowej”. Od r. 1976 właśnie ta greka ludowa jest uznana za język oficjalny; opracowano i wydano dla niej gramatyki, słowniki, tezaurusy, pomoce naukowe, a teksty tej odmiany stanowią materiał dostępnego w Internecie narodowego korpusu greckiego (zob. www.ilsp.gr). Tej odmiany używa się w urzędach, dokumentach i jej używania wymagają przepisy dotyczące ochrony konsumentów i pacjentów.
Jej się też używa w Internecie. Ale tu szczególnym problemem jest alfabet. Młodzi w mejlach korzystają z alfabetu łacińskiego (posługują się greekish), przeciw czemu protestuje zarówno skrajna prawica, jak i skrajna lewica. Użyciu greekish sprzyja praktyka napisów w obu alfabetach w miejscach publicznych, gdzie chodzą SOLe, czyli (speakers other language).
Grecki panuje w mediach, choć niektóre gazety greckie mają osobne rubryki z wiadomościami w języku angielskim, a niekiedy też w bułgarskim i arabskim. W śródmiejskich kioskach wielkich miast można też nabywać różne gazety zagraniczne. Programy radia i telewizji są w zasadzie tylko po grecku, ale niektóre stacje dają też krótkie serwisy angielskojęzyczne.
Grecki okazuje się potrzebny na rynku pracy. Nie znając greckiego, a także nie umiejąc czytać i pisać po grecku, trudno znaleźć etat. Znalezienie dobrej pracy, zwłaszcza w służbie publicznej, wymaga jeszcze znajomości obcych języków. Organizuje się nauczanie greckiego jako GSL-u (Greek as Second Language). Statusu języka oficjalnego nie ma w Grecji poza greckim żaden inny język. Tylko w Tracji prawnie panuje bilingualizm, bo tu status języka mniejszościowego ma turecki. Pomimo to z powodu gastarbeiterów Grecja jest wielojęzykowa i wszystkim SOL-om zapewnia się pomoc w sądach i innych urzędach.
Całkiem inaczej swoją wypowiedź o polityce językowej na Węgrzech ujęła Marta Fischer. Skoncentrowała się bowiem na wykazaniu, że Węgry się stosują do ogólnych zaleceń Unii, która promuje wielojęzykowość, ochronę mniejszości i wspólnot migrantów oraz naukę języków obcych. Odpowiednio na Węgrzech, zdaniem pani Fischer, władze stwarzają pomyślne warunki rozwoju węgierskim mniejszościom (bułgarskiej, cygańskiej, greckiej, ormiańskiej, polskiej, ruskiej i ukraińskiej), które łącznie stanowią ok. 10 % ludności kraju. Wprawdzie w oświacie dominuje węgierski, ale szkoły dla mniejszości są częścią edukacji publicznej. Przestrzega się też na Węgrzech dyrektywy UE z r. 1977 w sprawie oświaty dla dzieci migrantów. Ostatnio, tzn. od 2005 r., strategia wielojęzykościowej polityki językowej na Węgrzech kieruje się ku promocji nauczania chińskiego i arabskiego.
O polityce językowej Łotwy mówiła p. Ina Druviete. Podstawą tej polityki jest, zdaniem referentki, status prawny języka łotewskiego, który jest jednocześnie językiem oficjalnym Łotwy i UE. Władze Łotwy podzielają przekonanie wszystkich członków EFNIL-u, że oficjalne języki UE są składnikiem językowej różnorodności i bogactwa kulturalnego Europy, a za ich ochronę odpowiadają państwa członkowskie Europy. Język łotewski jest na Łotwie po pierwsze, fundamentem narodowej tożsamości, po drugie, narzędziem społecznej integracji, po trzecie, częścią kulturalnego dziedzictwa świata. „Łotwa – mówiła Ina Druviete – jest jedynym krajem na świecie, który może wziąć na siebie odpowiedzialność za ochronę i rozwój języka łotewskiego”. Republika Łotewska powstała 18 listopada 1918 r. Włączona do ZSRR w 1940 r., odzyskała niepodległość 21 sierpnia 1991 r. Jej obszar zajmuje około 65 tys. km2; zamieszkuje go blisko 2,3 mln mieszkańców, z czego około 59% stanowią Łotysze.
Zadanie przedstawienia francuskiej polityki językowej przypadło Jean-Francois Baldiemu, wicedyrektorowi Delegatury Języka Francuskiego i Języków Francji. Początek jego wypowiedzi zabrzmiał na tle poprzedniego referatu dość podobnie: „We Francji państwo zawsze się troszczyło o język. Świadczą o tym dwie daty: 1539 (wtedy król Franciszek I podpisał w Villers-Cotterets dekret ustanawiający język francuski językiem oficjalnym Francji i tym samym rugujący z kancelarii łacinę i inne języki) i 1992 (wtedy uchwalono obowiązującą obecnie konstytucję, która stanowi, że la langue de la République est le français). Czujemy się dziś spadkobiercami tej idei, a nie jej niewolnikami. Za pierwszą zasadę naszej polityki przyjmujemy prawo języka francuskiego na obszarze Republiki; jego obecność w handlu (consommation), w pracy, w oświacie i nauce zapewnia ustawa z r. 1994. Na tym tle dochodzi do sporów między Trybunałem Sprawiedliwości a rządem francuskim.
Drugą czwórkę referatów krajowych poprzedził referat Augusta Carliego (Università di Modena-Reggio Emilia) o kryteriach „żywotności językowej” (vitalité linguistique) na przykładzie języków mniejszościowych, języków mniej używanych i większościowych. Za najważniejszy warunek żywotności i bezpieczeństwa języka uznaje się aktywne używanie go przez dzieci. Najbardziej optymistyczne prognozy przewidują, że około roku 2100 co najmniej połowa z istniejących języków wymrze lub będzie bardzo poważnie zagrożona. Z prognoz pesymistycznych, ale całkiem realistycznych wynika, że przed końcem tego wieku zniknie lub będzie bardzo zagrożonych nawet 95% używanych dziś języków. Według prognoz najbardziej pesymistycznych do końca tego wieku dożyje nie więcej niż 40-50 języków. Analfabetyzm znów rośnie: trapi jedną trzecią ludności świata; najczęściej jest to analfabetyzm funkcjonalny. Program uchwalony na konferencji w Helsinkach w sierpniu 1975 r. przewidywał ożywienie badań i intensyfikację nauczania różnych obcych języków ze szczególnym uwzględnieniem języków mniej rozpowszechnionych i mniej badanych. Dziś się konstatuje: Nic nie wskazuje na to, by w tej dziedzinie cokolwiek się zmieniło na świecie.
Politykę językową Rumunii przedstawił prof. Marius Sala, wiceprezes Rumuńskiej Akademii Nauk, kładąc nacisk na deklaracji, że jako członek UE Rumunia chce realizować jej politykę. Najtrudniej wypełnić dyrektywy Unii w stosunku do mniejszości romskiej, której członkowie nierzadko się przyznają do różnych narodowości i obywatelstwa (a to rumuńskiego, a to węgierskiego, a to słowackiego), choć mają oni swoich przedstawicieli w parlamencie rumuńskim. W Rumunii językiem urzędowym jest język rumuński. Ale w gminach, w których jakimś językiem mniejszościowym posługuje się ponad 20% mieszkańców, język tej mniejszości jest drugim językiem urzędowym w szkołach i administracji na terenie tej gminy. Czasem nie sposób znaleźć nauczyciela dla dzieci romskich. W radiu i telewizji są programy w językach mniejszościowych. Na niespotykaną dotychczas skalę rozwija się nauczanie języków obcych (zwłaszcza angielskiego, francuskiego i niemieckiego) w różnych formach i w różnych szkołach. Jednocześnie występuje coraz wyraźniejszy spadek zainteresowania obcymi filologiami.
Zdaniem Pádraiga O’Riagaina, irlandzkiego socjolingwisty, który jako następny referent omawiał politykę językową swego kraju, starego państwowocentrycznego świata nie zastąpił system globalny, ale dwa konkurujące ze sobą systemy: system wspólnoty państw, dla których dawne kategorie dyplomacji i interesu narodowego pozostały głównymi zmiennymi, oraz system ponadnarodowej polityki uprawianej przez różne ponadnarodowe organizacje, korporacje i NGO-sy. Polityki językowe bywają eksplicytne i implicytne. Eksplicytne bezpośrednio i jawnie usiłują kształtować procesy językowe; implicytne, zajmując się kwestiami ekonomicznymi, społecznymi i politycznymi, nie uwzględniają w planowanych działaniach orientowania się na język, a w praktyce mają wielkie znaczenie dla jego rozwoju. W Irlandii mamy do czynienia z polityką językową obu rodzajów. Między innymi w jej wyniku w ostatnim 45-leciu zaszły w Irlandii istotne zmiany w sytuacji językowej, w tym także jeśli chodzi o znajomość innych języków niż angielski (np. francuskiego, niemieckiego, irlandzkiego). Obecna polityka UE, według ustaleń z Barcelony z r. 2002, wzywa do poprawy nauczania w zakresie dwóch obcych języków. Czasem są to dwa języki dodatkowe do macierzystego, czasem po prostu dwa inne języki. Teraz Irlandia przeżywa wzmożony napływ imigrantów, którym zapewnia się szkoły z nauczaniem wielu innych języków. Zapewne też polskiego.
Kolejnym referentem był prezes Rady Języka Duńskiego Niels Davidsen-Nielsen, który zaczął swoje wystąpienie odwrotnie niż jego poprzednicy, bo od stwierdzenia, że „nie można powiedzieć, by obecna polityka językowa Danii była zgodna z polityką UE”. Dania bowiem wspiera bilingwalizm, a Unia – multilingwalizm. Zgodnie z polityką krajową język angielski ma być intensywnie uczony od najmłodszych lat, a duński ma zachować sprawność we wszystkich dziedzinach, nie wyłączając nauki. Na wszystkich poziomach nauczania nawet takie języki jak francuski i niemiecki mają bardzo słabą pozycję. Dowodzi to, że unijny cel „jeden + dwa języki” nie jest w Danii traktowany poważnie.
Tę serii wystąpień zakończył prof. Janez Dular (Uniwersytet w Ljublanie) referatem o polityce językowej Słowenii. Na ulicach miast obcojęzyczne hasła wielkich firm: „Just do it (Nike), „I’m lov’in it” (McDonald’s), a przecież „Republika Słowenia uznaje język słoweński za przekazywane z pokolenia na pokolenie dobro kultury i przyznaje mu jako bogato rozwiniętej mowie ojczystej znacznej części ludności status języka państwowego”. Republika wzięła na siebie odpowiedzialność za rozwój i używanie języka słoweńskiego we wszystkich zakresach życia publicznego w kraju i w kontaktach międzynarodowych. Przestrzeń urzędowa ma być jednojęzykowa z wyjątkiem konstytucyjnie potwierdzonych terenów dwujęzykowych (węgierskiego i włoskiego). Tam, gdzie się używa innych obcych języków, symboliczne pierwszeństwo języka słoweńskiego ma być zapewnione. Aktywna polityka językowa zmierza do wzbogacania możliwości wyrazu w języku państwowym i umacniania świadomości językowej i tym samym sprzyja skutecznej komunikacji obywateli. Ale prawo i możliwość komunikacji we własnym języku ojczystym przysługują wszystkim obywatelom. Słowenia zobowiązuje się do popierania użycia języka słoweńskiego w kraju i przez Słoweńców mieszkających za granicą w komunikacji w przestrzeni realnej i wirtualnej, przyczyniając się w ten sposób do wzbogacania swojej językowej oryginalności jako niezbywalnej części kulturowej różnorodności Europy.
W słoweńskiej polityce językowej opartej na tych założeniach wyróżnił prof. Dular 4 główne cele (zakresy): 1) zapewnienie użyciu języka podstaw prawnych (wprowadzanie przepisów i kontrola ich przestrzegania), 2) śledzenie życia języka przez działalność naukową i badawczą, 3) rozszerzanie językowych możliwości wyrażania się (także przez nauczanie obcych języków) oraz 4) rozwój i upowszechnianie kultury języka (tu m.in. wzmocnienie roli języka słoweńskiego na uniwersytetach i w nauce oraz aktywna rola Słowenii w opracowywaniu polityki językowej UE).
Tym czterem celom służą m.in. następujące zadania: 1) rewizja i poprawa przepisów dotyczących używania języka, 2) badanie językowych i komunikacyjnych kontaktów imigrantów, gastarbeiterów azylantów itp., 3) normalizacja języka Romów słoweńskich, 4) doskonalenie dydaktyki języka słoweńskiego jako ojczystego, 5) prace nad maszynową analizą i syntezą języka słoweńskiego, 6) organizacja kursów języka słoweńskiego dla imigrantów, 7) wykorzystanie przewodnictwa Słowenii w UE do faktycznego urzeczywistnienia deklarowanego poparcia językowej różnorodności, 8) zdecydowane poparcie dla stanowiska, że zasada wolnego przepływu w UE nie może podważać wyraźnej zasady domicylu języka urzędowego kraju członkowskiego, a kraj członkowski ma prawo zastosować odpowiednie środki ochrony, by zneutralizować negatywne oddziaływanie wolnego przepływu (chodzi tu o rozróżnienie między pojęciem „dyskryminacji na tle przynależności państwowej” a pojęciem „uznania i ochrony tożsamości kulturalnej i językowej społeczności osiadłej na określonym terenie”).
Jako podsumowanie wszystkich referatów pomyślana była efektowna retorycznie wypowiedź Anglika Roberta Phillipsona, profesora Kopenhagen Business School. Efekty zapowiadał już sam tytuł: „Angielski jako unijnoeuropejska lingua franca czy lingua frankensteiniana”. A analizę pozycji angielskiego w Europie ubarwiały anegdoty[1], dowcipy[2] i cytaty[3]. Wspomagały one argumentację racjonalną, że angielski w UE jest raczej tworem dra Frankensteina. Ale wszystkie wysiłki powstrzymania jego ekspansji okazują się daremne. Różnice semantyczne między językami europejskimi (nawet tak podstawowe pojęcia, jak naród, państwo, język, dialekt mają różną treść) działają na rzecz angielskiego. Globalizacja handlu, mediów, reklamy, badań naukowych, wojny itp., podobnie jak internacjonalizacja różnych dziedzin rozrywki, faworyzuje język angielski. Liczne rządy promują języki narodowe, ale są bezsilne wobec angielszczyzny, a ściślej mówiąc − wobec amerykańskiego imperializmu językowego.
Rosną napięcia między nacjonalizmami (monolingwalizm), unijną wielojęzykowością (multilingwalizm) a dominacją angielskiego. Z jednej strony mamy wzrost dwu- i wielojęzycznej elity we wszystkich krajach Europy (z wyjątkiem Anglii) i bezkrytyczną adopcję angielszczyzny, a z drugiej pustą retorykę „praw językowych”. Osłabienie tych napięć utrudniają różnice konstytucyjne między krajami oraz niekompetencja służb przekładowych i personelu Unii.
Phillipson przypomniał, że jeszcze w r. 1970 pierwsze wersje wszystkich dokumentów unijnych pisane były bądź po francusku (60%), bądź po niemiecku (40%), ani jeden nie był zaś pisany po angielsku; w r. 2006 aż 72% pierwszych wersji miało formę angielską (francuską – 14%, a niemiecką – 3%).
Na forum UE nie ma gorętszego kartofla niż kwestie językowe. Większość członków Parlamentu Europejskiego nie chce podejmować bardziej energicznej polityki w tej dziedzinie. Niedawno rząd Słowacji w imieniu krajów grupy wyszehradzkiej wysłał pisma do ministrów spraw zagranicznych wszystkich krajów członkowskich i do Komisji Europejskiej z wnioskiem o podjęcie w Unii prac nad wspólną polityka językową. 19 krajów w ogóle nie odpowiedziało na to pismo; Komisja też je przemilczała.
Tu jest miejsce na działanie EFNIL-u, który powinien zwrócić Komisji uwagę na konieczność ustalenia przynajmniej ogólnych ram wspólnej polityki językowej zapewniającej równość wszystkim językom oficjalnym.
Po tylu referatach na dyskusję nie było wiele czasu. Zagaił ją Belg Johan Van Hoorde, sekretarz generalny EFNIL-u, nawiązując do ostatnich sporów między Flamandami a Walonami: „Niewłaściwa polityka językowa może sprawiać wielkie problemy, czego przykładem jest mój kraj, którego samo istnienie jest dziś zagrożone. Jakiej więc polityki językowej potrzebuje Europa?”. To znaczy Europa unijna.
W dyskusji przytaczano przykłady popierania przez różne rządy nauki języka angielskiego na przekór unijnemu poparciu wielojęzykowości. Zapewne wskutek takiej polityki kurczy się w Finlandii nauka szwedzkiego (M. Reuter, Finlandia). Ale dzieje się tak nie dlatego, że szwedzki jest językiem mniej wartościowym w ogóle, ale dlatego że dla zainteresowanych jest językiem „mniej wartościowym ekonomicznie” (U. Ammon, Niemcy). W Danii i Holandii uczy się angielskiego kosztem niemieckiego i francuskiego (J. Van Horde). W Afryce finansuje się naukę języka angielskiego i francuskiego, a nie języków miejscowych (R. Phillipson, Wielka Brytania). A wielojęzykowość jest wielką wartością (O. Josephson). Wielojęzyczność może być czynna i bierna; realistycznie rzecz biorąc, powinniśmy popierać wielojęzyczność bierną: niech każdy używa języka, który dobrze zna, byle tylko inni go rozumieli (A. Carli, Włochy). Zasięg nauczania języka obcego to wypadkowa jego funkcjonalności. Rozwiązanie jest w przekładach: trzeba opracować wielki program przekładów, sprzyjający wolnemu przepływowi idei (X. North, Francja). Wydana przez francuską Delegaturę Generalną broszura o polityce językowej wszystkich krajów unijnych jest niestety w znacznym stopniu nieaktualna (B. Lindgren, Szwecja). Broszura ta zawiera wszystkie informacje, jakie dostaliśmy z paryskich ambasad poszczególnych krajów (J.F. Baldi, Francja). Za kryzys w Belgii odpowiada Unia, a ściślej mówiąc − brak polityki językowej w Unii (S. Ondrejowich, Słowacja). Ale pamiętajmy, że polityka językowa dotyczy nie tyle języków, co ludzi, którzy ich używają (J. Van Hoorde).
Ostatnią częścią spotkania w Rydze było Zgromadzenie Ogólne EFNIL-u, w którym przedstawiciele Rady Języka Polskiego uczestniczyli po raz pierwszy od początku jako pełnoprawni członkowie. Tym razem do Federacji przyjęliśmy Ősterreichisches Sprachen-Kompetenz-Zentrum w Grazu, reprezentowane przez prof. Wolfganga Mosera (do tej pory Austria miała status obserwatora), oraz luksemburski Institut Grand-Ducal, reprezentowany przez prof. Guya Berga (to druga instytucja z Luksemburga; do tej pory był on reprezentowany przez Stałą Radę Języka Luksemburskiego). Prof. Marius Sala zapowiedział, że wkrótce Rumunia będzie się ubiegać o członkostwo EFNIL-u; jej członkostwo wydaje się oczywistością, skoro komisarzem Unii do spraw wielojęzykowości jest Rumun.
Po złożeniu sprawozdania z działalności za lata 2006-2007 i sprawozdania finansowego Komitet Wykonawczy Federacji uzyskał absolutorium.
Istotną częścią Zgromadzenia Ogólnego była dyskusja nad końcową rezolucją, która przejdzie do historii (przynajmniej EFNIL-u) jako „Rezolucja ryska”. Uchwalono ją jednogłośnie, co w tradycji EFNIL-u wcale nie jest oczywistością. Uzgadnianie tekstu Rezolucji brukselskiej ciągnęło się ze trzy miesiące po konferencji, a tekstu rezolucji po zeszłorocznej konferencji w Madrycie w ogóle się nie udało uzgodnić. Bodaj najważniejszym elementem Rezolucji ryskiej jest opinia, że poszanowanie kulturalnej i językowej różnorodności Europy – o którym mowa w Traktacie reformującym i w innych oficjalnych dokumentach Unii Europejskiej – powinno być rozumiane jako aktywne popieranie różnorodności kulturalnej i językowej”.
Jeśli chodzi o następną doroczną VI konferencję ENIL-u, portugalski Instytut Camõesa podtrzymał swoje zaproszenie do Lizbony na drugą połowę listopada 2008 r. Nie udało się jednak ostateczne ustalenie tematu konferencji. Największe poparcie uzyskały dwa tematy „Użycie języka w przedsiębiorczości i handlu” (Language use in business and commerce) oraz „Interkomprehensja” (Intercomprehension). Komitet Wykonawczy został upoważniony do wyboru tematu w porozumieniu z gospodarzami przyszłej konferencji. Poparliśmy z przekonaniem pierwszy z wymienionych tematów, ale po powrocie do Polski i wizycie na targu w Krakowie dostrzegliśmy w trakcie urywkowej wymiany zdań z handlującym Wietnamczykiem nieoczekiwaną atrakcyjność drugiego tematu.
Wątku miejsca konferencji w r. 2009 (na szczęście, bo kiedy się on staje przedmiotem dyskusji, oczy wielu delegatów kierują się na nas) nie podjęto.
Do Rygi zawieźliśmy 13 wersji językowych broszury o języku polskim. Ich kolportaż wśród uczestników konferencji rozpoczęliśmy zaraz pierwszego dnia od prof. Gerharda Stickla, unikając wręczania broszury na oczach uczestników konferencji z krajów, które swojej wersji językowej jeszcze nie mają. Ich osobno zapewnialiśmy, że pozostałe wersje językowe zostaną wkrótce wydrukowane. Rzecz została bardzo dobrze przyjęta, bo uznana została za zgodną z deklarowaną ideologią wielojęzykowości. Niektórzy delegaci zapowiadali, że pójdą za naszym przykładem. Prawdopodobnie najszczęśliwsi i najwdzięczniejsi byli Maltańczycy.
1 Np. angielski, jakim mówią wszyscy Europejczycy prócz Anglików, niewiele ma wspólnego z tym językiem. Moja koleżanka, tłumaczka symultaniczna, zrezygnowała z pracy, bo nie mogła zrozumieć angielszczyzny nie-Anglików.
2 Oto przykład: Pewna Dunka na łożu śmierci uśmiechała się pogodnie. Aż ją ktoś zapytał o źródło tej pogody. – Jakże się mam nie uśmiechać, jeśli niedługo będę w raju i porozmawiam z mężem, matką, babcią... – Ale przecież może się zdarzyć, że pójdzie pani do piekła! – Myślałam o tym, ale się nie martwię, bo wie pan, ja znam angielski.
3 Np. „[...] w dziedzinie praw językowych, jak i praw człowieka nie ma prawa, jest tylko polityka” (tak miał powiedzieć Yves Marc, doradca francuskiego ministra kultury, Jacques’a Toubona).
Albo: „[...] francuski staje się językiem przekładów, a nie twórczości” (Z bilansu działalności Délégation générale à la langue française et aux langues de France na rzecz frankofonii i wielojęzykowości).