Przed wyrażeniem naszego stanowiska co do opinii zawartych w wymienionym w tytule Sprawozdaniu przyjmujemy za punkt wyjścia jakichkolwiek rozważań o ewentualnej rewizji przepisów Ustawy o języku polskim uwzględnienie trzech aspektów całej sprawy:
Aspekt formalnoprawny: Odnoszące się do używania języka polskiego w obrocie prawnym w Polsce przepisy Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999 r. są bardziej liberalne niż odpowiednie przepisy wynikające z francuskiej ustawy o stosowaniu języka francuskiego (Loi n. 94-665 du 4 aout 1994 relative à l’emploi de la langue francaise, Journal Officiel de la Republique Française 5 aout 1994); nie widzimy powodu, by nowi Członkowie UE mieli być zobowiązani do czegokolwiek innego niż pozostali.
Aspekt empiryczny: Z indywidualnych obserwacji i doświadczeń Polaków korzystających z placówek handlowych w Austrii, we Francji, w Hiszpanii, w Niemczech czy we Włoszech wynika, że oferowane tam produkty mają z reguły informacje o ich właściwościach i instrukcje obsługi odpowiednio po niemiecku, francusku, hiszpańsku czy włosku. Znaczna część towarów ma zresztą opisy i instrukcje we wszystkich 11 językach UE. Co więcej, towary z opisami i instrukcjami w 11 językach UE (niekiedy wbrew Ustawie o języku polskim z pominięciem języka polskiego) spotyka się coraz częściej w polskich placówkach handlowych.
Aspekt strategiczny: Być może pewne zmiany w regulacjach prawnych odnoszących się do używania języka polskiego (w tym w Ustawie o języku polskim) na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jako państwie członkowskim Unii Europejskiej okażą się nieodzowne. Zmiany te jednak nie mogą być wprowadzane w życie wcześniej niż z tą chwilą, kiedy Rzeczpospolita stanie się pełnoprawnym członkiem, a język polski jednym z oficjalnych języków Unii Europejskiej. Przeciw wcześniejszemu wejściu w życie ewentualnych zmian zdecydowanie protestujemy.
Przedstawiony nam pod rozwagę fragment Sprawozdania pt. Horyzontalny problem dotyczący stosowania języka polskiego traktuje o używaniu języka polskiego w sferze, którą polska Ustawa o języku polskim nazywa „obrotem prawnym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Jeden akapit tego fragmentu Sprawozdania dotyczy obrotu prawnego bez udziału konsumenta, pozostałe poświęcone są obrotowi prawnemu z udziałem konsumenta. Kwestia użycia określonego języka w obrocie bez udziału konsumenta skwitowana jest krótko:
Obowiązek stosowania danego języka na etapie poprzedzającym sprzedaż konsumentom nie może zostać usprawiedliwiony ochroną konsumenta, ponieważ nie jest to konieczne. Producenci, importerzy, hurtownicy czy sprzedawcy detaliczni jako jedyne osoby zaangażowane w obrót danym towarem mogą prowadzić swoje interesy w języku, który dobrze znają, lub w tym, w którym będą mogli uzyskać niezbędne informacje.
Obowiązek używania języka polskiego w obrocie prawnym na terytorium Rzeczypospolitej, jeżeli przynajmniej jedną ze stron jest podmiot polski, rzeczywiście trudno uzasadnić ochroną konsumenta. Ale też nigdy nie był on w ten sposób uzasadniany. Obowiązek ten miał chronić i chroni interesy podmiotów polskich (producentów, importerów, hurtowników, sprzedawców detalicznych, a także pracowników najemnych) nie znających dobrze innego języka niż polski. Potrzebę wprowadzenia tego obowiązku uzasadniały wyniki licznych kontroli NIK-u z lat 1991-1997, ujawniających straty poniesione przez podmioty polskie wskutek niedostatecznej znajomości języków obcych. Podkreślamy, że obowiązujące w Polsce przepisy wymagają obecności, a nie wyłączności języka polskiego.
Jeżeliby ta argumentacja ochrony interesów polskich partnerów w obrocie bez udziału konsumentów uznana została za bezprzedmiotową wobec oczywiście nieprawdziwego założenia, że producenci, importerzy, hurtownicy, sprzedawcy detaliczni czy pracownicy najemni mogą dowolnie wybierać sobie język formularzy, umów itp., który dobrze znają lub w którym będą mogli uzyskać niezbędne informacje, więc nikt nie ma prawa im niczego narzucać (w praktyce język bywa narzucany przez podmiot dominujący), proponujemy, by obowiązek używania języka polskiego w obrocie prawnym bez udziału konsumentów na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej nadal obejmował te podmioty polskie, których pakiet kontrolny należy do Skarbu RP. Takie rozwiązanie nie kłóciłoby się z zasadą równości, bo Rząd RP, określając „język urzędowania” tych podmiotów, korzystałby tylko ze swoich uprawnień właścicielskich.
W obrocie prawnym z udziałem konsumenta w grę wchodzi ochrona jego interesów. A tu dochodzi do nieporozumienia. Autorzy Sprawozdania wyrażają opinię, że powinny być
zwolnione z obowiązku tłumaczenia
terminy i wyrażenia, które są łatwo zrozumiałe, nawet jeżeli nie występują w tym czy innym języku oficjalnym Wspólnoty [...], ale są ogólnie znane konsumentowi (np. „made in”), lub gdy terminy nie posiadają odpowiedników w języku narodowym państwa, w którym sprzedawane są produkty, lub gdy terminy i wyrażenia użyte na etykiecie są łatwo zrozumiałe z powodu podobnej pisowni w języku państwa, w którym są sprzedawane.
Tu trzeba wyraźnie odróżnić „terminy i wyrażenia” od opisów, a więc tekstów informujących o sposobie użycia, o składnikach, o warunkach gwarancji, przestrzegających przed niewłaściwym posługiwaniem się itp. Terminy i wyrażenia występują na etykietach, opakowaniach, ulotkach itp. z reguły jako nazwy własne, znaki towarowe lub nazwy firmowe i jako takie zgodnie z polską Ustawą o języku polskim mogą zachowywać oryginalną formę.
Nieporozumieniem jest z naszego punktu widzenia wyróżnienie kategorii terminów, które „nie posiadają odpowiedników w języku narodowym państwa, w którym sprzedawane są produkty”. Czyż bowiem „terminy” notebook, peeling lub peep-show należą do tej kategorii? Wystarczy sięgnąć do każdego nowszego słownika języka polskiego, by się przekonać, że są tam uwzględnione jako wyrazy należące do języka polskiego, bo automatycznie wobec niegdysiejszego braku odpowiednich wyrazów w polszczyźnie wzbogaciły jej słownictwo.
Godzi się też zwrócić uwagę na to, że jedyny podany w Sprawozdaniu przykład wyrażenia „ogólnie znanego konsumentowi”, tzn. „made in...”, jest uwzględniony w art. 11 p. 6 Ustawy o języku polskim i wyłączony z obowiązku „polszczenia”.
Nie znamy, niestety, przywoływanych w Sprawozdaniu orzeczeń Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawach 366/98, C-369/89, C-385/96, ani C-33/97, ale trudno nam sobie wyobrazić, by z art. 30 Traktatu i art. 14 dyrektywy 79/112 można było wyprowadzić wniosek, że wymaganie informowania w języku polskim konsumentów (na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, której mieszkańcy niemal powszechnie posługują się językiem polskim) o właściwościach, sposobie użycia, składnikach czy warunkach gwarancji wykraczało poza znaczenie przepisów dyrektywy 79/112/EWG i za sprzeczne z art. 30 Traktatu.
Zwracamy uwagę na to, że cała dyrektywa 79/112/EWG z 18 grudnia 1978 r. podyktowana jest troską o skuteczne poinformowanie konsumentów o właściwościach oferowanej im żywności. Art. 14 jednoznacznie nakłada na państwa członkowskie obowiązek troski o to, by na ich terytorium żadna żywność nieoznakowana w sposób łatwo zrozumiały dla konsumentów nie znalazła się na rynku. Tym samym daje im legitymację określenia najskuteczniejszego sposobu informowania o właściwościach towaru. Art. 14 wprawdzie przewiduje możliwość przekazania konsumentom danych o właściwościach żywności w różny sposób, ale kończy się słowami: „To nie przeszkadza, aby te dane były formułowane w kilku językach” [Przepraszamy, dysponujemy tylko tekstem niemieckim, a ten brzmi: „Dies hindert nicht, dass diese Angaben in mehreren Sprachen abgefasst werden.”].
Jak z tego widać, z artykułu 14 dyrektywy 79/112/EWG wynika, że sprzeczne z nim byłoby tolerowanie przez polskie władze braku wersji polskiej na etykietach z danymi o żywności oferowanej konsumentom na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. A rzeczywiście władze Rzeczypospolitej jako państwa członkowskiego Unii Europejskiej nie będą miały prawa wymagać opatrywania żywności oferowanej na swym terytorium danymi w języku dajmy na to angielskim czy szwedzkim (ale powinny obecność danych także w tych językach tolerować). Brak polskojęzycznych danych na artykułach żywnościowych sprzedawanych w Polsce (jako Członku Wspólnoty) upoważni mieszkańców Polski do kierowania w pełni uzasadnionych skarg na władze RP do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości o niewypełnianie obowiązków wynikających z art. 14 dyrektywy 79/112/EWG.
Podkreślamy cały czas, że dyrektywa 79/112/EWG odnosi się tylko do żywności, a nie do wszystkich towarów, o czym − jak można by podejrzewać po lekturze początku strony 13 Sprawozdania − wydają się zapominać jego autorzy.
Natomiast do wszystkich towarów odnosi się art. 30 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską. Artykuł ten rozpoczyna rozdział II Traktatu, zatytułowany „Znoszenie ograniczeń ilościowych w handlu między Członkami Wspólnoty”, i brzmi następująco:
Bez uszczerbku dla podanych niżej postanowień w handlu między Członkami Wspólnoty zakazane są ograniczenia ilościowe w przywozie oraz wszelkie podobne im w skutkach zarządzenia.
Tak w artykule 30, jak i w pozostałych siedmiu artykułach tego rozdziału Traktatu mowa jest wyłącznie o ograniczeniach ilościowych, kontyngentach określanych procentem produkcji krajowej brutto, ograniczeniach kontyngentowych itp. Czy przyjęcie zasady, że zgodnie z art. 7.4 Ustawy o języku polskim obcojęzyczne opisy towarów i usług oraz obcojęzyczne oferty i reklamy wprowadzane do obrotu prawnego [...] muszą jednocześnie mieć polską wersję językową, może wpływać na ilości przywożonych do Polski produktów? Pewnie tak, ale może to być wpływ tylko dodatni: polskojęzyczne opisy towarów mogą w Polsce tylko zwiększyć, a nie zmniejszyć popyt na nie. Wynikającego z troski o polskiego konsumenta wymagania także polskojęzycznych opisów towarów oferowanych na polskim rynku nie sposób więc uznać za przykład zarządzenia skutkującego „ograniczeniami ilościowymi w przywozie”.
Ponadto warto przytoczyć art. 36 Traktatu, odnoszący się m.in. do przywoływanego art. 30: „Postanowienia artykułów od 30 do 34 włącznie nie stanowią przeszkody dla ustanawiania zakazów lub ograniczeń przywozu, wywozu lub tranzytu, uzasadnionych względami moralności publicznej, porządku publicznego, bezpieczeństwa publicznego, ochroną zdrowia i życia ludzi i zwierząt lub ochroną roślin [...]” itd.
Na koniec zwracamy uwagę na to, że Ustawa o języku polskim nie określa, jakie dane powinny być uwzględnione w ofertach, na opakowaniach czy etykietach, bo to w ogóle nie jest jej przedmiotem (w przeciwieństwie do np. dyrektywy 79/112/EWG). Ona tylko wymaga, by ewentualnym obcojęzycznym prezentacjom tych danych towarzyszyły ich wersje polskie. Z punktu widzenia Ustawy o języku polskim na opakowaniu czy etykiecie może nie być żadnego słowa, a dane o towarze mogą być przekazane ikonami należącymi do powszechnie zrozumiałych kodów. Jeżeli jednak na opakowaniu lub etykiecie wystąpi jakikolwiek tekst obcojęzyczny, zgodnie z ustawą powinna się znaleźć obok niego (z uwzględnieniem przewidzianych ustawą wyjątków) jego wersja polska.
Z posiadanych przez nas informacji nie wynika, by Estonia zmuszona została do zrewidowania § 16 swojej ustawy o języku, który to artykuł w oficjalnej wersji angielskiej brzmi: Consumers of goods and services have the right to receive information and servicing in Estonian in compliance with the Consumer Protection Act.
Wniosek:
Naszym zdaniem wbrew opinii wyrażonej w Sprawozdaniu przepisy Ustawy o języku polskim odnoszące się do obrotu prawnego z udziałem konsumentów nie są sprzeczne ani z literą, ani z duchem dyrektywy 79/112/EWG oraz art. 30 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską. Pamiętamy bowiem o art. 22 przyjętej na konferencji w Nicei Karty podstawowych praw Unii Europejskiej The Union shall respect cultural and linguistic diversity. Precedensowe orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (niestety, nieznane nam zresztą) mogą mieć wpływ na następne jego orzeczenia, ale zgodnie z polską i europejską tradycją nie muszą być traktowane jako źródło prawa.
Natomiast można się zgodzić na ewentualną rezygnację − z chwilą wejścia Polski do Unii − z obowiązku używania języka polskiego na terytorium RP w obrocie prawnym bez udziału konsumentów także przez podmioty polskie z wyjątkiem tych, w których istotny udział ma Skarb Państwa.
2002 r.