Walery Pisarek
Kraków
Polityka językowa Rzeczypospolitej Polskiej, państwa członkowskiego Unii Europejskiej
Przez politykę językową rozumie się ogół świadomych działań mających na celu kształtowanie pożądanych indywidualnych i zespołowych zachowań językowych. Tak rozumiana polityka językowa odpowiada raczej temu, co się po angielsku nazywa language policy, niż temu, co Anglicy nazywają language politics, a co po polsku można by nazwać językoznawstwem politycznym albo polityką uprawianą w dziedzinie języka lub środkami językowymi. U podstaw polityki językowej rozumianej jako language policy leży przekonanie, że nie wszystkie rzeczywiście używane i możliwe, choć nieużywane formy i zachowania językowe są we wszystkich okolicznościach równie dobre.
Wartościowanie, ocena, a wreszcie zalecenie dla potencjalnych użytkowników mogą dotyczyć formy gramatycznej lub wymowy jakiegoś wyrazu (np. formy dopełniacza liczby mnogiej rzeczownika palma: tych palm czy tych palem; albo formy biernika wyrażenia czwarta rzeczpospolita: czwartą rzeczpospolitą czy czwartom rzeczypospolitom), wyboru gwary, na której miałoby się opierać planowo tworzony standardowy język urzędowy, czy wyboru języków etnicznych, w których miałoby się prezentować promowane treści (aktem polityki językowej ze strony Unii Europejskiej jest stworzenie możliwości dokonywania urzędowego przekładu Traktatu na języki inne niż oficjalne języki UE).
Zainteresowanie polityką językową rozwinęło się w Polsce mniej więcej w tym samym czasie, co i na Zachodzie. Pierwsze publikacje Władysława Lubasia poświęcone polskiej polityce językowej przypadają na początek lat siedemdziesiątych. Pierwsza w Polsce krajowa konferencja o polityce językowej odbyła się właśnie w Katowicach blisko 40 lat temu, w roku 1975. W gruncie rzeczy polityki językowej dotyczyły I Kongres Kultury Języka Polskiego, odbywający się w dniach 7–8 grudnia 1984 roku w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie i II Kongres Kultury Języka Polskiego, który się odbył w roku 1988 w Katowicach. W odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej mieliśmy zorganizowaną przez Komitet Językoznawstwa PAN konferencję „Kultura języka dziś” w Krakowie w 1993 roku, I Forum Kultury Słowa we Wrocławiu w roku 1995, konferencję „Polska polityka językowa na przełomie tysiącleci” w Kazimierzu nad Wisłą w roku 1997, konferencję „Polska polityka komunikacyjnojęzykowa wobec wyzwań XXI wieku” w Opolu w roku 2004, VI Forum Kultury Słowa „Polska polityka językowa wobec członkostwa Polski w Unii Europejskiej” w Katowicach w roku 2005. Obecny Kongres Języka Polskiego wpisuje się w ten niemal czterdziestoletni nurt ogólnopolskich konferencji politycznojęzykowych. Godzi się tu zwrócić uwagę na to, że z tych dziewięciu konferencji sześć się odbyło na terytorium Wielkiego Śląska, z czego cztery – na Górnym Śląsku w Katowicach.
Jak wskazuje wielu autorów, w problematyce tych konferencji, a zwłaszcza w programowych referatach poświęconych polityce językowej, nastąpiło znamienne przesunięcie zainteresowań autorów, referentów i dyskutantów. O ile w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych politykę językową utożsamiano z pedagogiką językową, ze zwalczaniem form, zwłaszcza zapożyczonych, uznanych za błędne, wykolejone, niestosowne, o tyle poczynając od lat osiemdziesiątych, życzliwa uwaga polskich językoznawców skierowała się ku językom mniejszości narodowych w Polsce oraz ku demaskowaniu – w imię prawdy – manipulatorskiego charakteru haseł na plakatach i transparentach. Antykomunistyczna opozycja głosiła, że walczy z zakłamaniem i manipulacjami nieodłącznie związanymi z peerelowską nowomową (dotychczas – przekonywano – prawdziwy lub fałszywy mógł być tylko sąd w sensie logicznym, przykład peerelowskiej nowomowy dowodzi, że można kłamać bez wyrażania sądów, za pomocą samych bezpodstawnie używanych nazw). W tym samym czasie, trudno o tym nie wspomnieć, w środowiskach bliskich władzy afiszowano się troską o to, by polskie słowo było piękne i prawdziwe.
Warto wspomnieć, że polityka językowa rozumiana jako zwalczanie błędów gramatycznych, leksykalnych, stylistycznych zbliżała środowiska opozycyjne do kulturalnojęzykowych kampanii podejmowanych z inspiracji władzy. W każdym razie moim zdaniem bojkot tych kampanii ze strony językoznawców w latach osiemdziesiątych był znacznie węższy niż bojkot telewizji. Zdarzało się, że te same publikacje poradniczojęzykowe były pozytywnie recenzowane w „Trybunie Ludu”, „Tygodniku Powszechnym” i „Żołnierzu Wolności”. Ale z drugiej strony niechętny stosunek pewnej części środowiska językoznawców doprowadził w latach osiemdziesiątych do zarzucenia projektu opracowania nowego wielkiego słownika języka polskiego.
Pisze się współcześnie dość zgodnie, że znamienne ograniczenie polityki językowej w Polsce Ludowej do troski o poprawność polszczyzny publicznej było zrozumiałe samo przez się ze względu na panującą doktrynę, że PRL jest państwem bez mniejszości narodowych1. Jest to wyjaśnienie tylko do pewnego stopnia trafne i odnosić się może tylko do lat czterdziestych, ewentualnie do pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Na terytorium podległym jurysdykcji Polski Ludowej działały stowarzyszenia zrzeszające obywateli polskich narodowości ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej, słowackiej, czeskiej, greckiej, a po roku 1956 także niemieckiej. Stowarzyszenia wydawały swoje czasopisma z zasiłków z Ministerstwa Kultury, działały też szkoły z językami wykładowymi mniejszości narodowych. A wszystko to było regulowane bilateralnymi umowami międzynarodowymi. Sytuacje konfliktowe zdarzały się niekiedy w kościołach (gdzie i o której godzinie w jakim języku ma być odprawiana msza) i w nazewnictwie miejscowości (głośny był swego czasu spór o derutenizację nazw kilku miejscowości na Rzeszowszczyźnie wbrew opinii części mieszkańców).
Na wzrost zainteresowania w badaniach i opisach polityki językowej stosunkami międzyjęzykowymi wpłynęło powstanie Europejskiego Biura Mniej Używanych Języków (EBLUL), ogłoszenie przez Radę Europy Ramowej konwencji o ochronie mniejszości narodowych, którą ratyfikowaliśmy 1 kwietnia 2001 roku, oraz Europejskiej karty języków regionalnych i mniejszościowych, którą Polska ratyfikowała 12 lutego 2009 roku.
Podnoszonym zarzutom, że zakres myślenia o polityce językowej w Polsce jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku był zdominowany przez troskę o poprawność gramatyczną i leksykalną, ewentualnie stosowność stylistyczną lub skuteczność perswazyjną, można przeciwstawić ducha i literę pisanego w tym czasie projektu ustawy o języku polskim, wyraźnie skoncentrowanej nie na jakości, ale na obecności języka polskiego w życiu publicznym w Polsce. Ustawa miała i ma zapewniać językowi polskiemu i jego terytorialnym odmianom uprzywilejowaną pozycję w stosunku do innych języków.
Jeżeli w latach dziewięćdziesiątych dokonało się charakterystyczne i przez wielu autorów opisane przesunięcie przedmiotu polityki językowej w Polsce, to w wieku dwudziestym pierwszym dokonało się, a raczej dokonuje, przesunięcie ram dyskusji o polskiej polityce językowej z ram narodowych bliskich wzorom francuskim ku ramom obywatelskim bliższym wzorowi brytyjskiemu. Jeszcze preambuła ustawy o języku polskim nasycona jest frazeologią narodową, ale w samej ustawie, a zwłaszcza w zmianach wprowadzonych do niej w roku 2004 przebija duch społeczeństwa obywatelskiego, którego pełnoprawnymi członkami są nie tylko osoby narodowości polskiej.
Rzecz wygląda bowiem tak: Językiem urzędowym w kraju, który się nazywa Rzeczpospolitą Polską. jest język polski, będący językiem narodowym osób narodowości polskiej jako najliczniejszej grupy narodowościowej stałych mieszkańców tego kraju.
Co wynika dla języków z przynależności kraju do Unii?
W dokumentach unijnych z tekstem samego Traktatu na czele kilkakrotnie powtarza się deklaracja, że wielość języków używanych w państwach członkowskich Unii, podobnie jak wielość występujących w nich kultur, stanowi jej bogactwo. Dwadzieścia siedem państw członkowskich wprowadziło do Unii 23 języki urzędowe. Wiadomo, że służba translatorska Unii Europejskiej nie ma sobie równej pod względem liczebności i kosztów. Pomimo tego należy się spodziewać nie redukcji starych, ale wprowadzenia nowych języków w związku z perspektywą przyjęcia do Unii Chorwacji i Turcji. O status dodatkowego języka urzędowego ubiegają się kataloński, galicyjski i baskijski. Dwudziestym trzecim językiem został irlandzki (nawiasem mówiąc, w tym roku w samej Irlandii ministerstwo nauki zapowiedziało zamianę obowiązkowego zaliczania egzaminu z języka irlandzkiego na fakultatywne. Zapowiedź wyprowadziła na ulicę Dublinu wielotysięczne manifestacje protestujących studentów).
Chociaż Traktat i inne dokumenty podkreślają, że „Unia szanuje swoją bogatą różnorodność kulturalną i językową”, dwa podstawowe dokumenty prawne regulujące stosunki między językami, a mianowicie wspomniana już Ramowa konwencja w sprawie mniejszości narodowych i Europejska karta języków regionalnych lub mniejszościowych są dokumentami Rady Europy, a nie Unii Europejskiej. Można by sądzić, że na tych dokumentach opiera się polityka językowa Unii Europejskiej, ale nie można zapominać, że wciąż jeszcze nie wszystkie Państwa Członkowskie UE dokumenty te ratyfikowały. (Do dziś Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych nie ratyfikowały m.in. Włochy i Francja).
Trudno w takiej sytuacji mówić o wspólnej polityce językowej państw członkowskich UE. Występują tak wielkie różnice między nimi, że na pierwszy rzut oka możliwość wskazania jakichkolwiek wspólnych standardów wydaje się iluzoryczna. Opinia ta odnosi się zarówno do starych, jak i nowych państw członkowskich. Francja, której konstytucja upatruje w języku francuskim główny czynnik tożsamości narodowej swoich obywateli, wyraźnie się różni od Niemiec, których ustawowe regulacje prawne w sprawach językowych ograniczają się do ochrony niektórych języków mniejszościowych. Podobnie można przeciwstawić bliską francuskiej politykę językową Estonii polityce językowej Republiki Czeskiej, bliższej rozwiązaniom niemieckim (choćby przez brak ustawy o języku).
Pomimo różnic są też podobieństwa: Oto w każdym z 27 państw członkowskich UE istnieje co najmniej jedna ogólnokrajowa instytucja obserwująca, badająca i komentująca zjawiska zachodzące w formalnie lub tylko faktycznie oficjalnym języku lub językach swego kraju. W tych instytucjach upatruje się też źródeł kompetentnych komentarzy w sprawie używania danego języka. Takie instytucje zrzesza Europejska Federacja Narodowych Instytucji Językowych EFNIL. Choć EFNIL nie jest formalnie agendą UE, stanowi forum, na którym dochodzi do konfrontacji różnych stanowisk i prób rozwiązywania problemów językowych występujących w państwach członkowskich UE. Coroczne konferencje kończą się uchwaleniem deklaracji, których ostateczne wersje bywają negocjowane drogą korespondencyjną niekiedy jeszcze kilka miesięcy po zakończeniu konferencji, a czasem w ogóle się nie udaje uzgodnić wspólnego stanowiska.
Kolejne konferencje EFNIL-u poświęcone były przekładom komputerowym, nauczaniu języków, których się nie chce nazywać „obcymi”, policentryczności języków, polityce językowej, językowi w biznesie, mniejszościom językowym, informatyce w służbie komunikacji językowej. W roku bieżącym IX konferencja EFNIL-u organizowana przez brytyjskiego partnera, tzn. British Council, ma temat „Rola nauczania języków w tworzeniu wielojęzykowej Europy”.
Jakie następstwa dla polityki językowej poszczególnych krajów członkowskich ma samo członkostwo w Unii Europejskiej? Z moich obserwacji wynika, że najbardziej nienawistną metaforą w sprawach językowych jest metafora tygla – „melting pot”. Przy różnych okazjach różni mówcy i autorzy zaklinają się, że UE w sprawach kultury i języka nie ma być tyglem, w którym się wszystko wymiesza w jeden stop.
Unia bowiem – cytuję Traktat lizboński – „szanuje swoją bogatą różnorodność kulturową i językową”, a „działanie Wspólnoty zmierza do rozwoju wymiaru europejskiego w edukacji zwłaszcza przez nauczanie i upowszechnianie języków państw członkowskich”.
A ów językowy „wymiar europejski” przybiera chyba najbardziej wyrazistą postać w „Prawie do dobrej administracji”, które zgodnie z art. 41 Karty praw podstawowych polega m.in. na tym, że „każdy może zwrócić się pisemnie do instytucji Unii w jednym z języków Traktatów i musi otrzymać odpowiedź w tym samym języku”.
Traktatem lizbońskim Unia otwiera się na inne języki poza tymi, o których się mówi jako o językach urzędowych („official”) UE. Zapowiada to art. 2 Traktatu zawierający m.in. deklarację, że Unia „opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości”. Potwierdziła to jednoznacznie Androula Vassiliou2, komisarz UE ds. edukacji, kultury, wielojęzyczności i młodzieży, mówiąc o swoich priorytetach:
Musimy wspierać nie tylko 23 języki urzędowe UE, lecz także 60 istniejących w Unii języków regionalnych i języków mniejszości. Jednym z moich najważniejszych zadań będzie promowanie nauki języków obcych już od najmłodszych lat. Naszym celem jest to, aby każdy obywatel UE mówił w przynajmniej dwóch językach obcych.
We wszystkich krajach UE występują obok języka oficjalnego (lub języków oficjalnych), o statusie nie zawsze potwierdzonym konstytucyjnie lub ustawowo, języki mniejszości narodowych lub etnicznych czy też języki regionalne, których status jako języków mniejszości też nie zawsze jest prawnie uznany.
Polityka językowa UE wyraźnie rozszerza swój parasol ochronny, obejmujący dotychczas tylko języki oficjalne UE, na języki mniejszości, nie wyłączając języków nowych imigrantów. Na poziomie krajowym to rozszerzenie instytucjonalnego zainteresowania językiem urzędowym o zainteresowanie językami mniejszościowymi niekiedy uzewnętrznia się w nazewnictwie instytucji: Oto Rada Języka Szwedzkiego nazywa się dziś Radą Językową (Språkrådet), a do jej obowiązków należy monitorowanie używania na terenie Szwecji nie tylko języka szwedzkiego, ale też fińskiego, romskiego, jidysz, sami i meänkieli. Podobnie we Francji dotychczasowa Delegatura do spraw Języka Francuskiego w związku z rozszerzeniem obowiązków nazywa się Delegaturą ds. Języka Francuskiego i Języków Francji.
Te zmiany jednak moim zdaniem nie wystarczą. Nowe spojrzenie na języki mniejszości narodowych w poszczególnych krajach Unii idzie dalej, bo się kwestionuje zasadność odmiennego traktowania mniejszości zasiedziałych od imigrantów z ostatnich lat. Toż mniejszość wietnamska w Polsce jest liczniejsza niż większość ustawowo uznanych zasiedziałych mniejszości.
Polska polityka językowa nie może tych tendencji nie zauważać. Imigranci w Polsce powinni się nauczyć języka polskiego (podobne jak polscy emigranci w Austrii3, Francji, Niemczech, Szwecji czy USA uczą się niemieckiego, francuskiego, szwedzkiego i angielskiego), bo jego znajomość umożliwia i warunkuje pełne uczestnictwo w życiu publicznym w wielojęzykowej, a zamieszkanej przez wielojęzycznych obywateli Polsce, w której językiem oficjalnym jest język polski. A państwo polskie powinno im pomóc zarówno w uczeniu się języka polskiego, dla nich obcego, jak i w nauczaniu ich języka ojczystego4.
Takie rozwiązanie przysporzyłoby sporo kłopotów i kosztów naszemu państwu, ale kilkusettysięcznej Polonii w Niemczech umożliwiłoby przyznanie jej językowi statusu języka mniejszości narodowej5.
Z satysfakcją należy przyjąć sposób potraktowania w bieżącym Narodowym Spisie Powszechnym Ludności i Mieszkań kwestii poczucia przynależności narodowej/narodowościowej/etnicznej oraz używania języka w domu. Wobec rosnącej łatwości zmiany miejsca zamieszkania i coraz większej ruchliwości społecznej Europejczyków, rosnącej liczby małżeństw mieszanych, a także coraz częstszej, glokalistycznie motywowanej potrzebie więzi ze stronami rodzinnymi, coraz więcej ludzi nie potrafi się jednoznacznie określić wskazaniem jednej narodowości czy jednego języka. Można się spodziewać, że wyniki tegorocznego spisu wyjaśnią rozbieżności między wynikami spisu z roku 2002 a szacunkami liczebności poszczególnych mniejszości oraz – co nie mniej ważne – że to nasze doświadczenie spotka się z zainteresowaniem innych państw członkowskich Unii.
Większość wspomnianych konferencji poświęconych polityce językowej, organizowanych lub współorganizowanych przez Radę Języka Polskiego, kończyła się sformułowaniem postulatów pod adresem różnych organów i instytucji. Niektóre z tych postulatów zostały zrealizowane (od 11 lat mamy ustawę o języku polskim, owocnie działa Państwowa Komisja Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego, do edukacji szkolnej wprowadzony został drugi język obcy). Na spełnienie innych postulatów jeszcze czekamy (np. na wprowadzenie do ustawy o służbie cywilnej warunku sprawnego posługiwania się językiem polskim w mowie i piśmie, a także na wprowadzenie zasady, by wydawane w Polsce ze środków publicznych książki i czasopisma w obcych językach miały streszczenia w języku polskim). W trakcie tego Kongresu sformułowane zostały postulaty nowe.
Ale najważniejsze ogólne cele polskiej polityki językowej nie uległy zmianie; jak przed 12 laty, tak i obecnie chodzi o:
• zachowanie żywotności polszczyzny oraz jej obecności i warunków rozwoju we wszystkich dziedzinach życia społecznego,
• zapewnienie językowi polskiemu statusu pierwszego języka w Polsce,
• troskę o poziom kultury języka w mediach, w instytucjach publicznych, w szkołach różnych szczebli i w Kościele,
• modyfikację programu i metod nauczania języka polskiego w szkole,
• promocję języka polskiego poza granicami kraju,
• upowszechnianie w Polsce znajomości innych języków,
• zapewnienie w kraju warunków zachowania i rozwoju języków mniejszości narodowych i etnicznych [Gajda i inni 1999, 172],
• rozwinięcie poczucia odpowiedzialności za stan polszczyzny, troski o system języka ojczystego, o bogactwo, piękno i funkcjonalność jego środków, o zachowanie jego autonomii i żywotności,
• zapewnienie językowi polskiemu warunków funkcjonowania we wszystkich dziedzinach życia społecznego, a także odpowiedniego prawnego statusu w kraju i za granicą,
• ukształtowanie nosicieli języka o bogatej osobowości językowej, przygotowanych do wszechstronnego udziału w komunikacji (w mowie i piśmie) w imię realizacji swych ambicji osobistych i publicznych (w tym związanych z wartościami wyższymi),
• budowanie polskiej językowej społeczności narodowo‑państwowej (obejmującej mniejszości etniczne i narodowe), zdolnej do zgodnego współżycia i rozwoju […] [Gajda 1999, 182].
Obecnie moim zdaniem polszczyzna stoi wobec dwóch wielkich i całkiem odmiennych zagrożeń:
Po pierwsze, grozi jej utrata zdolności obsługiwania niektórych dziedzin nauki (dlatego konsekwentnie upominamy się o polskie streszczenia w wydawanych w Polsce obcojęzycznych książkach i czasopismach).
Po drugie, grozi jej zalew zwulgaryzowania i zbrutalizowania języka w komunikacji publicznej (do życia prywatnego i alkowy nie wolno się nikomu wtrącać). Przed paroma dniami słyszałem wywiad z cudzoziemcem biznesmenem, który radził sobie całkiem nieźle z polską fonetyką i składnią, ale tak się swoją polskością przejął, że mówił z wielką emfazą: To kurcie normalne, zie w razie uchylania się kurcie od zawarcia umowy, wadium kurcie ulega przepadkowi. Kiedy słyszę to kurczę i jego chamski pierwowzór, odnoszę wrażenie, że nam wszy oblazły polszczyznę6.
W polskiej polityce językowej, biorąc pod uwagę zakres jej oddziaływania, Adam Pawłowski wyróżnił przed sześciu laty trzy kręgi:
Krąg pierwszy, wyznaczony przez terytorium państwa polskiego tworzy fundament oraz ostoję wspólnoty komunikacyjnej i narodowej posługującej się polszczyzną. […]
Krąg drugi stanowi szeroko rozumiana Polonia, obejmująca zarówno mieszkańców dawnych ziem polskich, jak i emigrantów. […]
Krąg trzeci obejmuje obywateli Unii Europejskiej i Europy [a także reszty świata] niemających rodzinnych lub kulturowych związków z Polską” [Pawłowski 2008, 137]7.
W kręgu pierwszym program polskiej polityki językowej realizują szkoły wszelkich typów i stopni, prasa, radio, telewizja, wydawnictwa, film i teatr, a więc instytucje podległe ministerstwom edukacji narodowej, nauki i szkolnictwa wyższego, kultury i dziedzictwa narodowego oraz towarzystwa kulturalne, w tym TMJP i TKJ, a także Internet (nasi internauci zasługują nie tylko na krytykę, ale i na pochwały i uznanie; przede wszystkim za polską Wikipedię, która pod względem liczby haseł zajmuje jedno z czołowych miejsc w świecie.
W kręgu drugim głównym egzekutorem polskiej polityki językowej są organizacje i stowarzyszenia ze stowarzyszeniem Wspólnota Polska na czele.
W kręgu trzecim odpowiedzialność za realizację polskiej polityki językowej spoczywa na Ministerstwie Spraw Zagranicznych i zagranicznych przedstawicielstwach Rzeczypospolitej, a także na Państwowej Komisji ds. Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego, na uniwersyteckich jednostkach nauczania języka polskiego i kultury polskiej i na Stowarzyszeniu BRISTOL Polskich i Zagranicznych Nauczycieli Kultury Polskiej i Języka Polskiego jako Obcego oraz w jakimś stopniu i na Instytucie Mickiewicza, choć ten wbrew swojej nazwie przypominającej instytuty Camoesa, Cervantesa czy Goethego nie poświęca promocji polszczyzny wiele uwagi.
Pozycja każdego języka na arenie międzynarodowej zależy od jego mocy. Tę zaś wyznaczają czynniki społeczno‑demograficzne (liczba, status, wykształcenie, majętność osób mówiących po polsku), polityczne (członkostwo i udział Polski w instytucjach międzynarodowych i funkcje pełnione w nich przez Polaków), ekonomiczne (wielkość polskiego PKB ogółem i na 1 mieszkańca, bogactwa naturalne Polski, polskie przedsiębiorstwa i towary, możliwości nabywcze Polaków), kulturalno‑komunikacyjne (znani na świecie polscy uczeni, pisarze, artyści, sportowcy oraz ich dzieła i osiągnięcia, tłumaczenia literatury z polskiego na inne języki i z innych języków na język polski, nauka języka polskiego jako obcego, obecność i udział języka polskiego w zasobach i portalach internetowych), turystyczne (atrakcyjność krajobrazu, zabytków, liczba przyjezdnych, liczba i jakość odbywających się imprez). Wszystko to przekłada się na wartość marki „język polski”
Krótko mówiąc, pozycja języka polskiego w Europie i na świecie wyznaczona jest przede wszystkim przez majętność jego nosicieli. Dlatego na zakończenie powtórzę hasło, które rzuciłem na 80-lecie Polskiego Towarzystwa Językoznawczego: Bogaćmy się, mówiąc i pisząc po polsku.
Literatura
Encyklopedia powszechna PWN, 1985, t. 3, Warszawa, s. 129.
Gajda S., Mazur J., Pisarek W., Wojtak M., 1999, Ustalenia konferencji „Polska polityka językowa na przełomie tysiącleci”, [w:] Polska polityka językowa na przełomie tysiącleci, red. J. Mazur, Lublin.
Gajda S., 1999, Program polskiej polityki językowej, [w:] Polska polityka językowa na przełomie tysiącleci, red. J. Mazur, Lublin.
Pawłowski A., 2008, Zadania polskiej polityki językowej w Unii Europejskiej, [w:] Polska polityka językowa w Unii Europejskiej, red. J. Warcholi, D. Krzyżyk, Katowice.
Przypisy
1 W haśle Mniejszości „Encyklopedii powszechnej” PWN (1985) można było przeczytać: „Polska Ludowa w przeciwieństwie do Polski okresu międzywojennego, jest państwem jednolitym narodowościowo. Wśród ludności niepolskiej najliczniej reprezentowani są: Ukraińcy i Białorusini; ponadto w Polsce żyją: Żydzi, Słowacy, Rosjanie, Cyganie, Litwini, Grecy, Niemcy, Czesi. Obywatele należący do mniejszości mają równe prawa z obywatelami narodowości polskiej […], młodzież korzysta z nauki w języku ojczystym w specjalnych szkołach lub zespołach nauczania”. Wszystko to prawda, ale styl informacji o żyjących w Polsce mniejszościach przypomina sformułowanie z tejże encyklopedii wiadomości, że: „ponadto w puszczy żyją prawie wszystkie gatunki krajowych ssaków i ptaków”.
2 W listopadzie 2004 r. powołany został pierwszy w dziejach Unii komisarz do spraw wielojęzykowości; został nim Słowak Jan Figel. W roku 2008 jego stanowisko objął Rumun Leonard Orban. Obecnie w Komisji Europejskiej za te sprawy odpowiada komisarz Unii do spraw edukacji, kultury, wielojęzykowości i młodzieży, Cypryjka Androula Vassiliou.
3 W kwietniu 2011 r. ministrem ds. integracji Republiki Austrii został Sebastian Kurz. Obejmując to stanowisko, na konferencji prasowej zadeklarował, że droga do integracji prowadzi przez naukę języka niemieckiego: „Die größte Herausforderung ist das man rechtzeitig ansetzt. Wenn ältere Menschen, die schon lange in Österreich sind, nich Deutsch können und es vielleicht auch nich mehr lernen wollen, dann wird man die Herausforderung Integration nicht bewältigen können. Gewinnen kann man im Kindergarten, in der Schule, in Vereinen etc.”.
4 Tu aż się prosi o wtręt euroekolingwistyczny. Oto na forum EFNIL-u przeniesione zostały ekolingwistyczne krytyczne komentarze do całego nazewnictwa typologii języków ze względu na ich status społeczny. Chodzi o odnoszące się do języków określenia: mniejszościowy, regionalny, narodowy, urzędowy, oficjalny, tubylczy, autochtoniczny, etniczny, mniej używany, współurzędowy, dialekt, gwara, język nieterytorialny, dominujący, obcy, ojczysty itp. Wszystkie te określenia miałyby być bowiem nieneutrane, emocjonalnie nacechowane i mogłyby deprecjonować swój desygnat. Powinienem był powiedzieć, że „państwo udzielające gościny imigrantom powinno im pomóc w uczeniu się języka drugiego i w nauczaniu ich języka pierwszego”.
5 Niemcy ratyfikowały Europejską kartę języków regionalnych lub mniejszościowych w roku 1998, uznając za języki regionalne i mniejszościowe: duński, górnołużycki, dolnołużycki, fryzyjski, dolnoniemiecki i romski.
6 Jeżeli w sali jest pan prof. Jerzy Pelc, pewnie dorzuci w tej sprawie swój głos.
7 W artykule tym autor sformułował 18 postulatów polskiej polityki językowej w UE. Podpisuję się pod nimi wszystkimi z najgłębszym przekonaniem.