Mniej więcej dwadzieścia lat temu językoznawcy zajmujący się kulturą języka dostrzegli potrzebę nowego skodyfikowania normy językowej polszczyzny i opisu jej dwóch poziomów, które można odtworzyć z aktów komunikacji językowej współczesnych Polaków. Te dwa poziomy to, jak wiadomo, poziom normy wzorcowej i poziom normy użytkowej. Ich kodyfikację zawierają słowniki poprawnej polszczyzny powstałe po roku 1990, zwłaszcza zaś Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN [1999] i jego nieco zmodyfikowana wersja – Wielki słownik poprawnej polszczyzny PWN [2004]. W opracowaniach stanowiących podstawę teoretyczną tych słowników normę wzorcową określono jako zbiór tych elementów języka, „które są używane świadomie, z poczuciem ich wartości semantycznej i stylistycznej, a pozostają w zgodzie z tradycją językową, regułami gramatycznymi i semantycznymi polszczyzny oraz tendencjami rozwojowymi, które można w niej obserwować” [Markowski 1999, 1702]. Elementy języka wchodzące do normy wzorcowej miałyby być (wg tego założenia) „akceptowane przez zdecydowaną większość wykształconych Polaków, zwłaszcza zaś przez osoby, które polszczyznę ogólną wyniosły z domu i mają wykształcenie więcej niż średnie, a język traktują jako wartość, także samą w sobie” [Markowski 1999, 1702]. Podkreślano też, że aprobowanie jakiegoś elementu na poziomie normy wzorcowej opiera się na znajomości historii polszczyzny i jej współczesnych tendencji rozwojowych oraz na tradycji, przekazywanej przez pokolenia w środowisku tzw. starej inteligencji, co jest równoznaczne z dużą rolą, jaką należy przypisać kryterium autorytetu kulturowego przy ocenie elementów języka.
Takie ujęcie normy wzorcowej spowodowało, że jej istota była tożsama z istotą normy języka ogólnego, wyróżnianej przed wspomnianą wyżej jej dywersyfikacją. Tak więc w normie wzorcowej, tak samo jak w dawniejszej (niezróżnicowanej) normie języka ogólnego, mamy na przykład tradycyjnie akcent inny niż na sylabie drugiej od końca we wszystkich typach form uznawanych za wyjątki od akcentu paroksytonicznego (por. ta polityka, tego fizyka, opera, siedzieliśmy, widzieliście, poszukałby, przywieźlibyście, siedemset, żebyście, etui, eksmąż). Do normy wzorcowej należą w zakresie fleksji na przykład formy bezokoliczników mleć, pleć, słać, formy czasu przeszłego mełłem, pełłaś, słał itd., formy B. lp. (jem) kotlet, (kroję) pomidor, D. lm. uczniów, napojów, kropel//kropli, N. lm. gałęźmi, liśćmi; stopniowanie syntetyczne odporny – odporniejszy, spokojny – spokojniejszy. W składni normy wzorcowej występuje m.in. jako jedynie poprawne łączenie nazw istot niedorosłych i niektórych rzeczowników z grupy pluralia tantum z liczebnikami zbiorowymi (sześcioro dzieci, troje piskląt, ośmioro drzwi, dwoje grabi), używanie form 3. osoby lm. z wyrazem państwo (np. rozumieją państwo, niech państwo przyjdą). W zakresie słowotwórstwa znamienne jest tu występowanie na przykład formacji typu matczyny, obuwniczy. Jeśli chodzi o słownictwo, to dla normy wzorcowej charakterystyczne jest na przykład tradycyjne rozumienie wyrazów, np. kasa ‘skrzynka lub szafa do przechowywania pieniędzy’ albo ‘pomieszczenie, w którym sprzedaje się bilety’, spolegliwy ‘taki, na którym można polegać’, wnioskować ‘wyciągać wniosek’, a także posługiwanie się wyrazami w tradycyjnej postaci morfologicznej, na przykład wyprzedaż (a nawet: niepożyty). Cechą normy wzorcowej jest używanie związków frazeologicznych w tradycyjnej formie, na przykład odgrywać rolę, spełniać funkcję, twardy orzech do zgryzienia.
Tak samo, jako poprawne, klasyfikowano też wszystkie wymienione wyżej przykładowo formy językowe w normie niezdywersyfikowanej.
Istotną nowością ujęcia z początków lat 90. było natomiast wprowadzenie poziomu normy użytkowej, którą spełniały pewne elementy języka uprzednio często (choć nie zawsze) pozostające poniżej skodyfikowanej normy języka ogólnego, jednakże współcześnie aprobowane społecznie w określonych typach kontaktów. W normie użytkowej mieści się więc np. akcentowanie typu polityka, tego fizyka, opera, siedzieliśmy, przywieźlibyście, siedemset, żebyście, etui, formy bezokoliczników mielić, pielić, ścielić, formy czasu przeszłego mieliłem, pieliłem, ścieliłem, itd., formy B. lp. (jem) kotleta, (kroję) pomidora, D. lm. napoi, N. lm. gałęziami, liściami; stopniowanie analityczne odporny – bardziej odporny, spokojny – bardziej spokojny, składnia trzy pisklęta, dwie pary grabi, rozumiecie państwo, przyjdźcie państwo, kasa ‘gotówka’, spolegliwy ‘uległy’, wnioskować ‘zgłaszać wniosek’, niespożyty, spełniać rolę, trudny orzech do zgryzienia.
Opis i kodyfikacja obu poziomów normy wzbudziły jednak zaniepokojenie pewnej części społeczeństwa, zwłaszcza osób przyzwyczajonych do ujmowania zjawisk językowych w kategoriach jasnego określenia tego, co jest poprawne (a więc w normie), a co niepoprawne (a więc poza normą, czyli jest błędem). To zaniepokojenie wyraża się przekonaniem, że tym samym sankcjonuje się wszelkie sposoby mówienia i pisania, a liberalizacja w ocenie faktów językowych poszła zbyt daleko. Takiemu przekonaniu sprzyja obserwacja zachowań językowych Polaków w sytuacjach komunikacyjnych, w których należałoby oczekiwać przestrzegania normy wzorcowej. Przypomnijmy, że zgodnie z założeniem, przyjętym przy opisie dwóch poziomów normy, norma wzorcowa (nazwana też normą wysoką) powinna być realizowana „we wszystkich kontaktach i rodzajach wypowiedzi o charakterze publicznym, zwłaszcza zaś w tych, które są wzorotwórcze i kulturotwórcze. Dążenie do osiągnięcia poziomu normy wzorcowej powinno więc cechować polszczyznę płynącą ze sceny, z ambony, z trybuny sejmowej, norma ta winna być przestrzegana w języku dziennikarzy i publicystów, polityków, ludzi nauki i innych intelektualistów. Oznacza to, że ocena języka telewizji, radia, prasy, polszczyzny sejmowej i naukowej powinna być dokonywana pod kątem realizacji normy wzorcowej. Należy też nauczać jej w szkołach” [Markowski 2005, 32].
Praktyka ostatniego dwudziestolecia nie potwierdziła tych optymistycznych założeń. Polski język publiczny tego okresu wielokrotnie odbiegał od tak zarysowanej normy wzorcowej. Z jednej strony królowała w nim polszczyzna potoczna, czego nie można już dziś tłumaczyć zachłyśnięciem się wolnością słowa po okresie panowania nowomowy, lecz raczej – po prostu – brakiem umiejętności posługiwania się polszczyzną staranną. O ile słynne powiedzenie Rząd rżnie głupa z początku lat 90. XX wieku można było uznać za celowe posłużenie się językiem potocznym w sytuacji oficjalnej (dla wywołania większego efektu), o tyle takie sformułowania jak:
Stylistyka redakcyjna tych piśmideł polega na bezlitosnym kopaniu przeciwnika politycznego. […] Zamordować, zabić słowem, taki cel postawiły sobie wymienione media. Takie prawo łajdaków prasowych obowiązuje dzisiaj w Polsce. Czyni się to po to, aby przykryć świństwa, które przygotował pod dyktat prokurator;
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Panie Ministrze! Przepraszam, że rozpocznę od wątku dotyczącego wystąpienia przedstawiciela Klubu Parlamentarnego PSL. Ta krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Takie to było wystąpienie. Takie było pańskie wystąpienie, panie pośle.
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Pan Łączny zaczął od przysłowia: krowa, która dużo ryczy, a ja powiem tak: do tej pory rzeczywiście pan premier Andrzej Lepper dużo ryczał. Z tego na razie prawdopodobnie przybyło tylko mleka jemu i jego bizonom, ale rolnikom jeszcze nie.
są już wyrazem nieopanowania normy wzorcowej i, co więcej, niewidzenia niestosowności w takim posługiwaniu się językiem w sytuacji oficjalnej (złamaniem zasady decorum).
Z drugiej strony w języku publicznym nierzadkie są sformułowania bliskie nowomowie (neomowomowne) i takie, które kontynuują nie najlepszą tradycję stylu urzędowego, np.:
Dziś władza składa się z ludzi, którzy wiedzą, że budowa dobrej demokracji, dobrego porządku społecznego, to zadanie bardzo trudne, które nieustannie trzeba wznawiać. Prawo i Sprawiedliwość to partia, która wie, co trzeba robić, i która chce ten obowiązek realizować na wszystkich frontach – nie tylko w Warszawie, we władzach centralnych.
W rysującej się sytuacji politycznej lewicowy prezydent z naszym poczuciem odpowiedzialności za państwo, z naszą wrażliwością może być jedynym gwarantem, że to nie społeczeństwu przykróci się cugli, a politycznym awanturnikom.
W ocenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu niezbędne jest również podjęcie działań dla zabezpieczenia odpowiedniej infrastruktury na lądzie służącej do odbioru nieczystości ze statków.
Realizacja ochrony przyrody nie może odbywać się kosztem mieszkańców parku.
Takie, wcale nierzadkie, odstępstwa od normy wzorcowej w typach tekstów i sytuacji komunikacyjnych, w których – zgodnie z koncepcją normy dwupoziomowej – powinna ona obowiązywać, skłania do sformułowania pytania o dalsze losy tego poziomu normy.
W wystąpieniu na zjeździe polonistycznym przed sześcioma laty zarysowałem dwa możliwe kierunki polityki językowej w tym zakresie. Po pierwsze, postulowałem, można byłoby oprzeć ocenę środków językowych na współczesnym uzusie językowym i danych statystycznych.
To, co częste w tekstach, to co używane, jest funkcjonalne; użycie tych środków jest fortunne […]. Pojęcie kodyfikacji należałoby przewartościować i zastąpić terminem normalizacja, rozumianym jako wyznaczanie granic wariantów, zapewniających fortunność danego aktu komunikacyjnego, granic poza którymi znajdują się środki niefortunne w określonym typie relacji Nadawca – Odbiorca. Ta fortunność byłaby, oczywiście różnie zakreślana, co powodowałoby w praktyce utrzymanie tego, co nazywa się obecnie normą wzorcową w określonych typach aktów komunikacyjnych (w najbardziej kulturotwórczych, być może także w oficjalnych) [Markowski 2005, 535–546].
W rezultacie prowadziłoby to do znacznego zawężenia zakresu stosowania normy wzorcowej.
Drugi możliwy kierunek to –
ująć zadania językoznawstwa normatywnego jako wypracowanie zasad oceny innowacji językowych, które to zasady sprzyjałyby zachowaniu tożsamości językowej polszczyzny, a jednocześnie byłyby oparte na kryteriach zobiektywizowanych, wywodzących się z historii języka i dotychczasowych tendencji rozwojowych polszczyzny. Działania kulturalnojęzykowe nabrałyby wówczas charakteru bardziej restryktywnego i prowadziłyby do rozwiązań konserwatywnych. Wzrosłaby rola kodyfikacji i normy wzorcowej; […] Jednocześnie jednak działalność kulturalnojęzykowa ograniczyłaby się do pewnych tylko typów publicznych kontaktów językowych: oficjalnych, szkolnych, kulturotwórczych. […]. Należałoby wówczas podkreślać rolę języka jako wartości autotelicznej. Etyka słowa i estetyka słowa pozostałyby ważnymi elementami kultury języka. Wydawnictwa normatywne nabrałyby rangi wydawnictw kodyfikacyjnych, być może usankcjonowanych formalnie przez odpowiednie gremia. […] RJP PAN […] dodatkowo powinna być przez ustawodawcę wyposażona w funkcję stanowiącą, jeżeli chodzi o kwestie językowe. […] W szkole należałoby zwracać uwagę na normatywność/nienormatywność środków językowych i nauczać normy wzorcowej. Wszystko to składałoby się na rozbudowanie polityki językowej, prowadzonej przez instytucje publiczne, a nawet państwowe [Markowski 2005, 535–546].
Po sześciu latach jestem skłonny przychylić się do tego drugiego stanowiska. Rozwój polszczyzny publicznej idzie bowiem w kierunku odejścia jej od kanonów normy wzorcowej, a to musi niepokoić. Sądzę, że należy wyraźnie podkreślić to, iż pewne sytuacje komunikacyjne i pewne gatunki wypowiedzi wymagają używania w nich wyłącznie środków językowych aprobowanych w normie wzorcowej. Należy zacząć od tego, że norma wzorcowa polszczyzny powinna być nauczana w szkole, a stosowana i wymagana (przez nauczycieli) na lekcjach wszystkich przedmiotów, nie tylko na lekcjach języka polskiego. Powinna być ona upowszechniana przez media; obowiązek ten powinien spoczywać zwłaszcza na mediach publicznych. Znajomość i przestrzeganie tej normy powinno być standardem w wystąpieniach sejmowych, senackich, rządowych i samorządowych. Polszczyznę opartą na tej normie powinniśmy słyszeć z ambony i czytać w dokumentach kościelnych.
Stworzenie strefy dobrej polszczyzny, a więc polszczyzny opartej na normie wzorcowej, pozwoli utrzymać tożsamość naszego języka w procesie globalizacji i zapewnić mu ciągłość rozwoju, łączność z epokami przeszłymi.
Osobną, ale bardzo ważną kwestią jest nowa kodyfikacja normy wzorcowej polszczyzny. Należy wypracować takie narzędzia, którymi będą przewartościowane kryteria oceny poprawności językowej, które pozwolą w sposób obiektywny ustalić przynależność poszczególnych wyrazów, ich form, połączeń i znaczeń do poziomu normy wzorcowej. Wynikiem tego działania będzie nowy słownik normatywny („Słownik wzorowej polszczyzny”?), zawierający tylko elementy językowe należące do normy wzorcowej.
Jeszcze inną kwestią jest wypracowanie środków pozwalających na sprawdzanie tego, czy norma wzorcowa jest przestrzegana tam, gdzie przestrzegana być powinna. Daleki jestem od stosowania tu jakichkolwiek metod administracyjnych. Mandatami nie zmusi się nikogo do miłości do języka. Chodzi o co innego: o szeroko zakrojony system szkolenia językowego pracowników instytucji publicznych, zwłaszcza dziennikarzy, zakończonego odpowiednim sprawdzianem, poświadczonego certyfikatem, takież szkolenie nauczycieli wszystkich przedmiotów; wprowadzenie zajęć z kultury języka ojczystego na wielu kierunkach na wyższych uczelniach, upowszechnianie wiedzy o języku w programach radiowych i telewizyjnych oraz na portalach internetowych. Ma to doprowadzić do pozytywnego snobizmu na poprawną polszczyznę, do „mody na polski”, co zainicjowała przed kilkoma laty sen. Krystyna Bochenek. Jeżeli rzucimy hasło „Teraz polski”, to trzeba je rozumieć jako: teraz dobra polszczyzna, polszczyzna oparta na normie wzorcowej.
Literatura
Markowski A. (red.), 1999, Nowy słownik poprawnej polszczyzny, Warszawa.
Markowski A., 2005, Kultura języka polskiego, Warszawa.
Markowski A., 2005, Językoznawstwo normatywne dziś i jutro. Zadania, szanse, zagrożenia, [w:] Polonistyka w przebudowie, t. 1, red. M. Czermińska i in., Kraków, s. 535–546.